środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 59 "I zapomina o jego niewierności"

Do znalezienia: Dwa Easter Egg'i
Rozdział zawiera 7 długości, w których mierzę, a zazwyczaj rozdziały liczą tych długości 3 ew. 4, mam więc nadzieję, że wybaczycie mi tę długą nieobecność.
A, i oczywiście dziękuję za 20 tyś. wyświetleń bloga. A przecież tak niedawno było ich 10...
Następny rozdział niestety dopiero koło 8-10 lipca, ponieważ 26 wyjeżdżam na obóz i dopiero 6 lipca wracam, a do tego czasu nie będę mogła nic napisać. Pozdrawiam was i zapraszam do czytania :*

~~~


Dziś sobota. Już prawie koniec października. Urodziny Melanii. Chociażbym mówiła Rozalii jak bardzo nie chcę iść, ona i tak zaciągnie mnie tam siłą. Nienawidzę imprez. Zwłaszcza tych z nocowaniem. Zazwyczaj moje przeczucie się nie sprawdza, ale tym razem czuję, że ten wieczór skończy się naprawdę źle.
Rozalia z Isaakiem ma przyjechać po mnie o piętnastej trzydzieści, co znaczy, że na ogarnięcie się mam jeszcze dwie godziny. Okej. Żaden problem.

Zebrałam z szafy już przygotowanie na wieszaku ubrania i poszłam wziąć długi, gorący prysznic. Gdy już się ubrała, zabrałam się za zakręcenie włosów i umalowanie. Zdarza się, że narzekam na swoje włosy, bo są sztywne i proste jak struny, ale w gruncie rzeczy lubię je. Potem zrobiłam sobie smoky eyes ze srebrnym akcentem. Na koniec nałożyłam na usta czarną i szarą szminkę, po czym je zmieszałam. I jestem gotowa, a zostało mi jeszcze dziesięć minut. Zeszłam na dół, do kuchni, skąd dobiegało wesołe nucenie cioci. Weszłam do pomieszczenia i spojrzałam się na kobietę. Złoto-brązowe włosy miała związane w tzw. koński ogon, a ubrana była w miętowy szlafrok i puchowe kapcie w tym samym kolorze. Ciocia Agata bardzo dobrze się trzyma. W sumie praca coach’a tego od niej wymaga. A robienie ciasta francuskiego wymaga wiele uwagi
-She pulls out a flask, and forgets his infidelity- Śpiewała sobie dalej pod nosem, wałkując masę.
Od śmierci wujka Patricka jest inna, ale to przecież normalne. Ta śmierć wpłynęła na nią bardziej niż cokolwiek innego. To samo mówili moi rodzice. Ciocia zawsze była osobą stałą. Nie lubiła zmian. A ta zmiana była tak duża, że zauważyli ją wszyscy, którzy tylko ją znali.
Moje rozmyślenia przerwał klakson zatrzymującego się przed domem auta. Ciocia Agata była tak pochłonięta swoim zajęciem, że na ten dźwięk aż podskoczyła i obróciła się w miejscu, a widząc mnie, odskoczyła na blat.
-Boże, dziecko, dlaczego mnie tak straszysz?- Mruknęła z uśmiechem, wracając do chwilowo przerwanej czynności.
Cicho wstałam i biorąc z szafki w salonie torbę, którą przyszykowałam dzień wcześniej, oraz prezent wyszłam z domu. Gdy wsiadłam do auta, na tylne siedzenie, Rozalia od razu przywitała się ze mną buziakiem w policzek, a Isaac odwrócił się na siedzeniu mierzwiąc mi włosy rzucił „Cześć, młoda”.  Po tym odjechaliśmy w stronę miasta.
Białowłosa całą drogę opowiadała, jak to będzie cudownie i czego dowiedziała się w ciągu ostatniej doby, a jak na tak małe miasto, było tego niesamowicie dużo.
Pod dom Melanii dojechaliśmy po piętnastu minutach. Rozalia niemal wyskoczyła w pojazdu, ja natomiast przeciągałam ile tylko mogłam. Game Over. Dziewczyna w końcu dociągnęła mnie do drzwi, w które po sekundzie energicznie zapukała, po czym można było usłyszeć wesoły krzyk: „Hej, Roza przyjechała!” Drzwi otworzyła nam dość wysoka szatynka o szarobłękitnych oczach i gdzieniegdzie kilku piegach. Miała na sobie białą piżamę z Garfieldem przewracającym oczami. Często widziałam ją w pokoju gospodarzy, więc to chyba musi być Melania.
- Wchodźcie! Torby zostawcie w pokoju dla gości i dołączcie do nas w kuchni.- Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła i zniknęła za najbliższą ścianą.
Spojrzałam niepewnie na Rozalię. Mam nadzieję, że mój wzrok mówił: „O Szatanie, co ja tu robię?”  Ta tylko się zaśmiała i pociągnęła mnie za rękę do wnętrza domu, mówiąc po drodze, co gdzie jest. Kuchnia okazała się średnim pomieszczeniem na końcu korytarza. Na krzesłach i blatach siedziało w niej pięć dziewczyn. Rozpoznałam tylko Kim i Iris, resztę znałam tylko z widzenia, ale nie miałam pojęcia jak się nazywają. Melania stała przy lodówce zawzięcie czegoś w niej szukając.
- Cześć, laseczki!- Natychmiast przywitała się białowłosa, a ja schowałam się za nią.
Wszystkie od razu rzuciły się do Rozalii przytulając ją i całując w policzek. Akurat, gdy skończyły, gospodyni zarządziła przejście do salonu.
Na środku pomieszczenia stał szklany stolik do kawy, na nim kilka różnych talerzy z ciastkami, chrupkami, kubeczki i kilka napoi, a dookoła leżały kolorowe puchowe poduszki. Nieśpiesznie zajęłam tę najbardziej oddaloną od reszty.
- To, od czego zaczynamy? Jakiś horrorek czy karaoke? – Spytała, wchodząc do pokoju, Melania.
Wszystkie natychmiast zaczęły się przekrzykiwać, przez co Kim zarządziła głosowanie, z którego wyszło, że zaczynamy od filmu. Ja powstrzymałam się od głosu, co nie uszło uwadze Rozalii, która od razu przesunęła swoją poduszkę koło mnie. Słaby pomysł oglądać horror, jak jest jeszcze jasno, ale ja nic nie mówię.
Solenizantka włożyła do odtwarzacza płytę z „Obecnością”. Oglądałam. Nic strasznego.
Gorsze rzeczy widzisz patrząc w lustro, prawda?
To znowu ty…

Melania kliknęła przycisk play.
Tak, to ja. Tęskniłaś?
Jak zwykle nie. A ty?
Tak się składa, że również miałam, co robić. Spójrz w okno.
Zrobiłam jak chciała Nikt i przez sekundę między zasłonami zobaczyłam uśmiechającą się Emily. Chyba ze mną gorzej…
Nie masz za co dziękować. To tylko moja zasługa.
Jak…
Rosnę w siłę. Im słabsza jesteś, tym silniejsza jestem ja. Tak to działa. Przekazujesz mi swoją energię.
Jesteś chora…
Poprawka. To ty jesteś.
Z rozmowy ze sobą(?) wyciągnął mnie śmiech Rozalii. Na ekranie telewizora już nie widniał film, tylko ekran startowy jakiegoś programu karaoke. Jakim cudem ten dialog zajął mi tyle czasu? Przecież ten film trwa dwie godziny. Za oknem już zaczynało się ściemniać.
- To kto zaczyna? – Rzuciła Melania z uśmiechem.
-Ja! – Natychmiast wyrwała się Iris, zabierając z dłoni szatynki mikrofon.
Wybrała „Is it right” Elaizy. Gdy skończyła, została nagrodzona brawami. Również ode mnie. Ma śliczny głos.
- Teraz ja. – Białowłosa zabrała urządzenie rudowłosej i włączyła „E.T.” Katy Perry.
Piszczała niemiłosiernie, ale również otrzymała podziękowanie w postaci aplauzu.
- Raven, twoja kolej!- Prawie krzyknęła Rozalia, podając mi mikrofon.
- Ale ja nie umiem śpiewać!- Od razu spróbowałam się wymigać.
- Żadna z nas nie umie, a jednak śpiewamy – Odparła- To zaśpiewaj coś w swoim stylu. Jest Halestorm! Dajesz!
Wlepiłam wzrok w ekran i zaczęłam śpiewać. To będzie porażka. O Szatanie, ja tu zginę.
Gdy skończyłam, natychmiast oddałam mikrofon najbliżej siedzącej fioletowowłosej dziewczynie, na co ta zrobiła się cała czerwona i podała go dalej. W uszach szumiało i dzwoniło mi jakbym właśnie zeszła z pasa startowego dla odrzutowców. Dopiero, gdy Rozalia krzyknęła tuż przy mnie, zaczęło przechodzić, a ja usłyszałam klaskanie.
- I widzisz! Nie było aż tak źle. – Zaśmiała się.
O nie. Było jeszcze gorzej.
Zabawa z karaoke trwała jeszcze z półtorej godziny, dopóki dziewczyny nie pozdzierały sobie gardeł.
- Wiecie na co czas? – Rozentuzjazmowała się Kim.
Wszystkie spojrzałyśmy po sobie, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Tort!- Krzyknęła, po czym do pokoju weszła Rozalia z Iris trzymające ciasto naszpikowanie świeczkami.
Nawet nie zauważyłam, w którym momencie wyszły.
- Pomyśl życzenie! – Uśmiechnęła się białowłosa, stawiając słodycz przed solenizantką.
Ta nie zastanawiała się długo i natychmiast zdmuchnęła płomienie na woskowych słupkach.
- A skoro to urodziny to…- Kontynuowała Kim, po czym wyjmując zza pleców czerwoną butelkę, dodała- Trzeba to oblać!
Fioletowowłosa, której imienia nie znałam, rozłożyła na stole plastikowe kubeczki, do których brunetka rozlała trunek. Każda wzięła swój i lekko uniosła w górę, po czym krzyknęłyśmy „Za Melanię”. Upiłam łyk napoju. Wino. Tanie. Odstawiłam kubeczek na podłogę.
To, co teraz? Obgadanie całej szkoły osoba po osobie?
- Dziewczyny, wiecie, na co teraz czas?- Pisnęła Rozalia- Na ploteczki!
Nie. Nie wierzę, że to wykrakałam.
- To jako Królowa Plotek w naszej szkole może zacznę, co? – Zaproponowała piegowata dziewczyna o włosach w kolorze dojrzałej śliwki. Z dotychczasowych rozmów zorientowałam się, że ma na imię Peggy- Wszyscy tu obecni wiemy, że Amber od lat ma obsesję na punkcie Kastiela i nadal się nie poddaje. Wiecie, co wymyśliła na poniedziałkowe Helloween? Skoro pomysłem rady mamy przebrać się tego dnia w jakiś kostium, a Kastiel jak zawsze przebierze się za pirata, ona założy sex-kostium piratki. Jak Nataniel ją zobaczy, to dopiero będzie się działo.
W tym momencie przyłożyłam sobie poduszkę do twarzy i się wyłączyłam. Za jakie grzechy. Za jakie grzechy, no ja się pytam.

Włączyłam się z powrotem, kiedy usłyszałam jakieś pytanie z zawartym zwrotem ‘szkoła wojskowa’. Natychmiast wytężyłam słuch i wróciłam do żywych. Wzięłam plastikowy kubeczek do ręki, w razie, gdybym musiała się zobojętnić psychicznie na wygadywane głupoty.
- Tak, też coś takiego obiło mi się o uszy. Taki kurdupelek nie przetrwa długo w tak rygorystycznym i wymagającym miejscu. Pewnie już się poddał- Śmiała się wielkooka szatynka.
- Jak on miał w ogóle na imię? Kent? Kurt? Keith?- Dołączyła się Peggy.
- Nie wiem, jakoś tak. Ale i tak wątpię, by ktokolwiek miał pojęcie jak ten dzieciak się nazywał- Znów odezwała się ta sama dziewczyna, co chwilę wcześniej.
Krew we mnie zawrzała. Jak ona, kurwa, śmie!? Gwałtownie wstałam na proste nogi, z rozmachem wylewając na nią jakieś tanie wino, po czym rzuciłam w nią pustym już kubeczkiem. Reszta dziewczyn zamarła. Żadna nawet nie drgnęła. Dopiero, gdy już z założonymi butami wybiegłam przed dom, usłyszałam przeraźliwy krzyk, który sekundami przechodził w pisk.
Potem nawet już nie rejestrowałam, w jaką stronę idę. Po prostu stawiałam krok za krokiem, wbijając wzrok w zniszczone glany. Gdzieś przy mnie, co chwilę przejeżdżały śpieszące się w tylko sobie znanym kierunku samochody. Jedynymi dźwiękami przyrody była melodia grana przez cykady i świerszcze. Wsłuchiwałam się w nią dla uspokojenia i szłam dalej. Zatrzymałam się dopiero od uderzenia o jakąś chropowatą pionową powierzchnię. Spojrzałam w górę. No tak, drzewo, super. Przetarłam czoło dłonią, czując jak coś mi po nim spływa. Lepiło mi się w palcach, a jak przybliżyłam je do oczu, zauważyłam, że jest czerwone. Krew. Pięknie. No zajebisty wieczór. Mówiłam Rozalii, że to zły pomysł, ale ona ciągle swoje.
Moment. Gdzie ja w ogóle jestem? Podpierając się o pień, zgaduję, dębu, podniosłam się z trawy i rozejrzałam dookoła.  Fontanna, brukowe ścieżki. Park. Ja nawet nie umiałabym sama dojść do domu Melanii czy z niego wrócić, jakim cudem jestem teraz w parku? Dookoła ani żywej duszy, więc może będzie chwila spokoju. Przeszłam do fontanny i usiadłam na brukowej ścieżce, opierając się o marmurowy monument.
Wsłuchiwałam się w ciche pohukiwanie sów i opadanie kropel wody z wyższych mis do niższych.
Dlaczego ona zawsze musi stawiać na swoim? Dlaczego nie może przyjąć do wiadomości, że nie lubię spędzać czasu wśród ludzi? Dlaczego nie może się pogodzić z myślą, że nie jestem jak ona i wolę siedzieć w czterech ścianach mojego własnego pokoju, do którego zazwyczaj nikt nie ma wstępu? Dlaczego nie może zająć się odbudową na nowo własnego życia, tylko wciąż interesuje się moim, jakby było więcej warte i ciekawsze, chociaż powinna dobrze wiedzieć, że tak nie jest?  Dlaczego na siłę próbuje zmienić mnie i moje przyzwyczajenia, które są dla mnie dobre i mnie nie niszczą? Dlaczego ciągle szuka nowych rzeczy, dzięki którym mogłaby wyciągnąć mnie z domu?  Dlaczego nie może odpuścić? Dlaczego nie może mnie zostawić samej sobie, tak jak inni? Dlaczego nie może po prostu żyć swoim życiem? Beze mnie?

Zadawałabym sobie takie pytania z pewnością jeszcze dłużej, jednak usłyszałam stukot szpilek po chodniku. Proszę, tylko nie Rozalia, proszę, tylko nie Rozalia.
- Raven! Tu jesteś! Ile można cię szukać?!- Ten głos rozpoznałabym już chyba wszędzie.
Cholera.
Nie odpowiedziałam. Uchyliłam jedynie lekko powieki. Dziewczyna podeszła do mnie i usiadła na marmurowym murku.
- Rozumiem, dlaczego się wściekasz, ale uwierz mi, one nie mogły wiedzieć, że mówią o twoim przyjacielu. Wtedy na pewno nie były by tak chamskie- Próbowała mówić spokojnie, ale po drżeniu jej głosu można było poznać, że z trudem przychodzi jej opanowanie się. Ale to chyba ja bardziej wyprowadziłam dziewczynę z równowagi ośmieszając ją przed resztą, niż tamte idiotki ubliżające Kentinowi.
Westchnęłam.
- Nic nie rozumiesz. Nie znasz mnie. Nie siedzisz w mojej głowie, więc nie masz prawa wiedzieć ani rozumieć o co mi chodzi- Odparłam spokojnie, otwierając normalnie oczy.
Słyszałam, jak z sykiem wciąga powietrze.
Ale jej pojechałaś. Jeszcze raz! Walnij combo!
Dziewczyna szybko wstała i ustawiła się przede mną, lekko się garbiąc i wskazując na mnie palcem.
- Dlaczego taka jesteś? Tak cholernie obojętna na to co dotyczy ciebie, ale tak cholernie wrażliwa na każdą, nawet najdrobniejszą wzmiankę o tym chłopaku? Dlaczego nie interesuje cię to, co dzieje się w szkole na bieżąco, ale ciągle roztrząsasz to co było, lub rozmyślasz co będzie za parę miesięcy? Dlaczego jesteś tak niepoprawnie spokojna, ironiczna, cyniczna, sarkastyczna, gdy sytuacja wymaga opanowania i poważnej rozmowy, ale tak cholernie sztywna i wręcz bezbarwna, gdy wszyscy rozmawiają na luzie o jakichś pierdołach? No co jest z tobą nie tak?
Chyba się trochę zapędziła. Nawet nie chciało mi się wstawać, by odpowiedzieć, stojąc z nią na równym poziomie, bo wiem, że i tak, jestem ponad nią i resztą.
- Bo jestem po prostu cholernie inna niż te wszystkie puste siksy, z którymi przywykłaś się zadawać. A dlaczego? Każdy ma swoją psychikę, nad którą nie ma władzy. Ona sama sobie rządzi. Moja jest właśnie taka, jak przedstawiłaś. Cyniczna, ironiczna, niepoprawna politycznie i niepoważna, ale i sztywna, szczera, prosta i nieczuła. A, i przede wszystkim: lojalna tym, którzy na to zasłużyli. Nie masz, więc prawa mówić mi, co jest ze mną nie tak, tylko dlatego,
że nie udaję kolejnej pustej idiotki.

6 komentarzy:

  1. Naprawdę świetne opowiadanie nie mogę się doczekać dalszego ciągu :D . Czekam z niecierpliwością i weny oczywiście życzę ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! (^.^) Z góry uprzedzę, że komentarz nie będzie długi, albowiem nie mam na tę chwilę dostępu do komputera i jestem skazana na pisanie na telefonie, a tego szczerze nienawidzę.

    Nie dziwię się Raven, że wolała zostać w domu zamiast uczestniczyć w imprezie urodzinowej. Osobiście nawet przez myśl by mi nie przeszło, aby wybrać się do Melanii. Spędzanie czasu z obcymi osobami bardzo mi ciąży, wolę wychodzić na miasto z małą grupką znajomych. To całe nocowanie od samego początku skazane było na porażkę. Chociaż spodziewałam się, że główna bohaterka po prostu poczuje się niekomfortowo wśród rozentuzjazmowanych nastolatek. Okazało się jednak, że reszta dziewczyn najzwyczajniej w świecie nie potrafi trzymać języka za zębami. Zdenerwowanie Raven jest zupełnie uzasadnione. Chyba każdemu puściłyby nerwy, gdyby osoba obok źle wypowiadała się o naszym przyjacielu.

    Gratuluję tak dużej liczby wyświetleń. Życzę także miłego pobytu na obozie, bo nadal tam jesteś, prawda? Przesyłam mnóstwo pozytywnej energii oraz serdeczne pozdrowienia. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy mi się wydaje, że każdy teraz albo gdzieś wyjeżdża, albo traci chęci do pisania w wakacje. Aczkolwiek wydaje mi się, że to dobrze, bo przynajmniej nie spędzamy czasu przed komputerem i korzystamy z wakacji, ewentualnie z szansy na zarobek w sezonowej pracy.
    Wybacz, że dopiero po czasie komentuje, ale ostatnio nie mam i czasu i chęci zaglądać na bloggera i tak jakoś wyszło.
    Przeraża mnie troszkę Raven... Nie spodziewałam się, że obierze to taki kierunek. Mam nadzieję, że naszej bohaterce nic się poważnego nie stanie (nadzieja matką głupich). Zaskoczyło mnie również to jak Raven zareagowała na Rozę. Nie spodobało mi się to nieco, bo lubię bardzo białowłosą (może to dlatego, że na drugie imię też mam Rozalia), jednak z drugiej strony to dobrze, że jej tak nagadała. Może w końcu Rozalia choć trochę zrozumie położenie czarnowłosej i pomoże jej wygrać z szalejącą psychiką.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz na obozie, oraz że wypoczniesz i wrócisz do nas z nowymi pokładami weny i pomysłów.
    Gorąco pozdrawiam i ślę mnóstwa słońca znad morza :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja pierwsza myśl po wypowiedzi Rozalii " Ma rację " :P życzę dużo weny! Mam nadzieję, że Raven znajdzie odpowiedniego chłopaka i upora sie ze swoimi problemami!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam twoje opowiadanie. A po tym rozdziale, chcę jeszcze jednego.
    Chciałabym pomóc Raven. Być tam... Bo nie wiem dlaczego, to gdy czytam o jej życiu - i co, że wymyślonym- przypomina mi się podobna do jej moja przeszłość. Wprawiasz mnie w takie zamyślenie, droga Autorko, że jestem ci wdzięczna. I znów nie wiedząc czemu, zastanawiam się nad tym, czego TAKA jestem.
    Boże. Wybacz, iż gadam o sobie,chciałam tylko napisać... że chcę więcej! Rozwalasz system, i tak trzymaj! :)

    OdpowiedzUsuń