Witajcie! Zacznę od tego, że brak komentarzy nadal nie jest zależny ode mnie. Nie wiem, czy to blogger się buntuje, czy mój laptop. Dalej. Już minął rok, odkąd wstawiłam prolog tego... opowiadania? Tego fanfiction, o. Minął w sumie 3 maja, ale pierwszy rozdział został wstawiony 8 maja, więc no parę minął rok od powstania pierwszego rozdziału. Z tej okazji ja opracowałam coś, mam nadzieję, oryginalnego. Do rzeczy: od tego rozdziału (58) do rozdziału 65 lub 70, nie jestem pewna na ile części uda mi się to rozbić, będę ustawiała różne nie wyróżnione słowa jako link, do takich Easter Egg'ów, tzn. do wyciętych scen lub po prostu dokończeń niedokończonych (?) rozdziałów, czy jakiś scen z przeszłości lub czyjejś innej perspektywy, których nie planowałam wstawiać albo w ogóle jakieś inne dodatki. A teraz zapraszam do czytania! A, dlaczego rozdział dzisiaj, choć powinien być parę dni temu? Do 15 maja muszę skończyć projekt gimnazjalny, więc codziennie muszę coś dorabiać, plus muszę poprawiać oceny, więc trochę mniej mam czasu na pisanie. A, jest krótki, bo wena mnie totalnie wystawiła.
~~~
Żyłaś kiedyś tak… bez sensu?
Wiedziałaś, że żyjesz, ale nie wiedziałaś, po co? W jakim celu? Miałaś takie
uczucie… pustki? Takiego zmęczenia, mimo, że nie robiłaś nic nadzwyczajnego?
Albo takiego znudzenia, gdy, mimo, że ciągle coś robisz i niemal nie masz
wolnej chwili, bez przerwy czujesz, że twoje życie jest puste? Niewypełnione
niczym? Chociaż masz plan tygodnia niemal, co do minuty, nadal wolnego czasu
jest zbyt dużo?
Słyszysz każde niewypowiedziane słowo, widzisz każde nierzucone spojrzenie, czytasz historie opowiadanie między wierszami, puszczone w eter skargi umysłu o zbyt głośnych myślach, czujesz bezcielesną rękę głaszczącą cię po sumieniu.
Widzisz ten szept? Tę niewypowiedzianą tarczę, odcinającą cię od życia wśród strachu o radość?
Ale nadal musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Wycisz się do tego stopnia, że twojemu sercu przestanie zależeć na biciu, a płucom na oddychaniu. Wtedy będziesz zależna tylko od swojego umysłu.
Słyszysz każde niewypowiedziane słowo, widzisz każde nierzucone spojrzenie, czytasz historie opowiadanie między wierszami, puszczone w eter skargi umysłu o zbyt głośnych myślach, czujesz bezcielesną rękę głaszczącą cię po sumieniu.
Widzisz ten szept? Tę niewypowiedzianą tarczę, odcinającą cię od życia wśród strachu o radość?
Ale nadal musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Wycisz się do tego stopnia, że twojemu sercu przestanie zależeć na biciu, a płucom na oddychaniu. Wtedy będziesz zależna tylko od swojego umysłu.
~~~
Obudziłam się, gwałtownie się podrywając. Czułam, jak po
czole i karku spływają mi stróżki potu. Otaczała mnie cisza, więc nie krzyczałam i
nikogo nie obudziłam. Mimo, że nic nie widziałam, słyszałam ten głos tak
wyraźnie, jakby jego właściciel stał centymetry ode mnie. To było gorsze, niż
te wszystkie koszmary, w których tonęłam we własnej krwi. To było… prawdziwe.
Zdjęłam nogi na podłogę i nie zwracając uwagi, na leżące za szafką kapcie, podeszłam do okna. Rozsunęłam zasłony i wyjrzałam. Na zewnątrz jeszcze ciemno. Odwróciłam się i spojrzałam na zegarek. 05:24. Teraz już nie zasnę, ale do zajęć mam jeszcze dwie i pół godziny. Nie mam ochoty przychodzić tam dziś wcześniej od woźnego.
Wczoraj, Kim dała mi harmonogram ćwiczeń, które powinnam wykonywać, a codziennie od piątku Rozalia wyciąga mnie do jakichś pizzerii, kawiarni czy Fast Food’ów i pilnuje, żebym zjadła wszystko, co zamówię i ona mi domówi. Nie sądziłam, że ona z tym utuczeniem i ćwiczeniami to mówiła na poważnie.
Nadal przypominasz wykałaczkę. I nie, to wcale nie jest komplement.
Podeszłam do biurka i spojrzałam na rozpiskę. Na środę, Kim wpisała mi godzinę biegania. Ona chyba jest niepoważna, jeśli sądzi, że naprawdę będę biegać tak długo. Pół godziny dzisiaj wystarczy.
Ej, ja cię tu obrażam!
A ja cię ignoruję, jesteśmy kwita.
Te wszystkie inne głosy, niewyraźne, krzyki, jęki, warknięcie i pomruki, są uciążliwe, ale cieszę się, że ich nie rozumiem, chociaż słyszę je cały czas, Nikt za to jest nie do wytrzymania, a pojawia się, co parę godzin.
Wzięłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki, wziąć szybki prysznic, umyć zęby i uczesać się. Kiedy już się ogarnęłam, ubrałam się w sportową bieliznę, dresowe spodnie i białą bokserkę z nadrukiem „Keep Calm and Kill Zombies”, przekreślonym smugą krwi. Oczywiście również nadrukowanej. Wróciłam jeszcze na chwilę do swojego pokoju, wziąć telefon z komody, trampki z szafy i bluzę z krzesła, po czym łapiąc jeszcze po drodze plecak, zbiegłam na dół, a wychodząc, zostawiłam kartkę informującą, gdzie będzie można mnie znaleźć.
Po pierwszych pięciu minutach biegu myślałam, że wykituję. Potem zwolniłam i jakoś się udało. W sumie nie było tak strasznie. Nawet mi się spodobało, więc gdy skończyłam, było wpół do ósmej. Stwierdziłam, że pójdę prosto do szkoły. Trening skończyłam niedaleko domu Rozalii, czyli do szkoły miałam jakieś trzy minuty truchtu. Po dotarciu na miejsce, od razu skierowałam się pod klasę. Rozalia już tam na mnie czekała, a gdy tylko zobaczyła, jak jestem ubrana, natychmiast złapała się oboma rękoma za głowę.
-Coś ty na siebie założyła? Zapomniałaś, że od razu po lekcjach idziemy do galerii, wybrać prezent dla Melanii?- Krzyczała na mnie, zaciskając dłonie na pasku od torebki.
-Pamiętam, ale poszłam pobiegać, tak jak z Kim wymyśliłyście- Odmruknęłam, siadając pod ścianą i zakładając słuchawki podłączone do komórki.
Zdjęłam nogi na podłogę i nie zwracając uwagi, na leżące za szafką kapcie, podeszłam do okna. Rozsunęłam zasłony i wyjrzałam. Na zewnątrz jeszcze ciemno. Odwróciłam się i spojrzałam na zegarek. 05:24. Teraz już nie zasnę, ale do zajęć mam jeszcze dwie i pół godziny. Nie mam ochoty przychodzić tam dziś wcześniej od woźnego.
Wczoraj, Kim dała mi harmonogram ćwiczeń, które powinnam wykonywać, a codziennie od piątku Rozalia wyciąga mnie do jakichś pizzerii, kawiarni czy Fast Food’ów i pilnuje, żebym zjadła wszystko, co zamówię i ona mi domówi. Nie sądziłam, że ona z tym utuczeniem i ćwiczeniami to mówiła na poważnie.
Nadal przypominasz wykałaczkę. I nie, to wcale nie jest komplement.
Podeszłam do biurka i spojrzałam na rozpiskę. Na środę, Kim wpisała mi godzinę biegania. Ona chyba jest niepoważna, jeśli sądzi, że naprawdę będę biegać tak długo. Pół godziny dzisiaj wystarczy.
Ej, ja cię tu obrażam!
A ja cię ignoruję, jesteśmy kwita.
Te wszystkie inne głosy, niewyraźne, krzyki, jęki, warknięcie i pomruki, są uciążliwe, ale cieszę się, że ich nie rozumiem, chociaż słyszę je cały czas, Nikt za to jest nie do wytrzymania, a pojawia się, co parę godzin.
Wzięłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki, wziąć szybki prysznic, umyć zęby i uczesać się. Kiedy już się ogarnęłam, ubrałam się w sportową bieliznę, dresowe spodnie i białą bokserkę z nadrukiem „Keep Calm and Kill Zombies”, przekreślonym smugą krwi. Oczywiście również nadrukowanej. Wróciłam jeszcze na chwilę do swojego pokoju, wziąć telefon z komody, trampki z szafy i bluzę z krzesła, po czym łapiąc jeszcze po drodze plecak, zbiegłam na dół, a wychodząc, zostawiłam kartkę informującą, gdzie będzie można mnie znaleźć.
Po pierwszych pięciu minutach biegu myślałam, że wykituję. Potem zwolniłam i jakoś się udało. W sumie nie było tak strasznie. Nawet mi się spodobało, więc gdy skończyłam, było wpół do ósmej. Stwierdziłam, że pójdę prosto do szkoły. Trening skończyłam niedaleko domu Rozalii, czyli do szkoły miałam jakieś trzy minuty truchtu. Po dotarciu na miejsce, od razu skierowałam się pod klasę. Rozalia już tam na mnie czekała, a gdy tylko zobaczyła, jak jestem ubrana, natychmiast złapała się oboma rękoma za głowę.
-Coś ty na siebie założyła? Zapomniałaś, że od razu po lekcjach idziemy do galerii, wybrać prezent dla Melanii?- Krzyczała na mnie, zaciskając dłonie na pasku od torebki.
-Pamiętam, ale poszłam pobiegać, tak jak z Kim wymyśliłyście- Odmruknęłam, siadając pod ścianą i zakładając słuchawki podłączone do komórki.
~~~
Zaraz po ostatnim dzwonku wyszłam z Rozalią ze szkoły i
skierowałyśmy się w stronę galerii. W czasie przerw wielokrotnie wypominała, że
jestem nieodpowiednio ubrana, ale ignorowałam to.
Chodzenie po sklepach dłużyło nam się niemiłosiernie. Rozalia nie mogła się na nic zdecydować, bo według niej, wszystko pasowało na prezent dla dziewczyny, ja natomiast nie wiedziałam o niej niemal nic. Tylko tyle, że ma jedną z najwyższych średnich w szkole, i że lubi czytać. W końcu stwierdziłyśmy, że będzie szybciej, jeśli się rozdzielimy, a ta, która skończy, pójdzie do kawiarni „Le Douceur”. Białowłosa od razu wbiegła do „Home&You”, w którym można było znaleźć głównie tandetne ozdóbki do postawienia na szafce, ja natomiast skierowałam się do księgarni. Nie mam pojęcia, jakie książki ma, a jakie nie, więc będę musiała zaryzykować. Szansa, że ma jakąś nowość jest mniejsza, niż przy tych starszych tytułach, więc stanęłam przy regale z tymi pierwszymi. W oczy natychmiast rzuciła mi się niemal zupełnie biała okładka, przedstawiająca jedynie dwie osoby w całkowicie żółtym stroju, trzymające się za ręce. Chłopak z dziewczyną stali tyłem, a przodem do białego korytarza. Tytuł zapisany nad nimi brzmiał „The Program”. Nawet się nie zastanawiałam i po kilku sekundach już wychodziłam z prezentem. Udałam się na miejsce spotkania i zamówiłam Malinowe Frappe. Rozalia dołączyła do mnie po ponad pół godzinie, obładowana torbami z każdej strony, i dobrała dwa koktajle truskawkowe i dwie szarlotki z bitą śmietaną, polewą czekoladową i gałką lodów. Domyśliłam się, że połowa tego ma być niby dla mnie.
-A teraz opowiadaj!- Zaczęła, opierając się łokciami na stoliku i brodą na złączonych piąstkach.
-O czym niby?- Prychnęłam.
-Który chłopak z naszej cudownej szkoły jest w Twoim typie? Ja swoje życie miłosne jak na obecną chwilę zakończyłam, a ty musisz swoje w końcu rozpocząć- Parsknęła, przewracając oczyma.
-Już kiedyś ci mówiłam. W tej szkole nie ma chłopaka, który byłby w moim typie- Odparłam zrezygnowana.
-A w innej?- Drążyła.
-Kiedyś był, ale jak dla mnie już nie istnieje-odmruknęłam.
Białowłosa natychmiast się wyprostowała. O Upadłe Anioły, w co ja się wpakowałam?
-Jak się nazywał? Ile miał lat? Jak wyglądał? Skąd był?- Wystartowała od razu z pytaniami.
-Will, rok starszy, brunet, szare oczy, wysoki, chudy, prawie brak mięśni. Z Flame Falls.
-Chudzielec? To, co ty w nim widziałaś?
-Starożytni mędrcy nazywali to głębokim wnętrzem.
-Chyba gardłem… Mówisz, że był z Flame Falls, a ty przecież chodziłaś do szkoły w Soule, jak to możliwe, że się poznaliście?- Kontynuowała.
-Poznaliśmy się w…- Zamilkłam na chwilę. Kurde, Rozalia już dużo o mnie wie i powinnam móc jej zaufać, ale nie jestem, co do tego jeszcze pewna. Trudno, ryzyk fizyk- W szpitalu psychiatrycznym...
Chodzenie po sklepach dłużyło nam się niemiłosiernie. Rozalia nie mogła się na nic zdecydować, bo według niej, wszystko pasowało na prezent dla dziewczyny, ja natomiast nie wiedziałam o niej niemal nic. Tylko tyle, że ma jedną z najwyższych średnich w szkole, i że lubi czytać. W końcu stwierdziłyśmy, że będzie szybciej, jeśli się rozdzielimy, a ta, która skończy, pójdzie do kawiarni „Le Douceur”. Białowłosa od razu wbiegła do „Home&You”, w którym można było znaleźć głównie tandetne ozdóbki do postawienia na szafce, ja natomiast skierowałam się do księgarni. Nie mam pojęcia, jakie książki ma, a jakie nie, więc będę musiała zaryzykować. Szansa, że ma jakąś nowość jest mniejsza, niż przy tych starszych tytułach, więc stanęłam przy regale z tymi pierwszymi. W oczy natychmiast rzuciła mi się niemal zupełnie biała okładka, przedstawiająca jedynie dwie osoby w całkowicie żółtym stroju, trzymające się za ręce. Chłopak z dziewczyną stali tyłem, a przodem do białego korytarza. Tytuł zapisany nad nimi brzmiał „The Program”. Nawet się nie zastanawiałam i po kilku sekundach już wychodziłam z prezentem. Udałam się na miejsce spotkania i zamówiłam Malinowe Frappe. Rozalia dołączyła do mnie po ponad pół godzinie, obładowana torbami z każdej strony, i dobrała dwa koktajle truskawkowe i dwie szarlotki z bitą śmietaną, polewą czekoladową i gałką lodów. Domyśliłam się, że połowa tego ma być niby dla mnie.
-A teraz opowiadaj!- Zaczęła, opierając się łokciami na stoliku i brodą na złączonych piąstkach.
-O czym niby?- Prychnęłam.
-Który chłopak z naszej cudownej szkoły jest w Twoim typie? Ja swoje życie miłosne jak na obecną chwilę zakończyłam, a ty musisz swoje w końcu rozpocząć- Parsknęła, przewracając oczyma.
-Już kiedyś ci mówiłam. W tej szkole nie ma chłopaka, który byłby w moim typie- Odparłam zrezygnowana.
-A w innej?- Drążyła.
-Kiedyś był, ale jak dla mnie już nie istnieje-odmruknęłam.
Białowłosa natychmiast się wyprostowała. O Upadłe Anioły, w co ja się wpakowałam?
-Jak się nazywał? Ile miał lat? Jak wyglądał? Skąd był?- Wystartowała od razu z pytaniami.
-Will, rok starszy, brunet, szare oczy, wysoki, chudy, prawie brak mięśni. Z Flame Falls.
-Chudzielec? To, co ty w nim widziałaś?
-Starożytni mędrcy nazywali to głębokim wnętrzem.
-Chyba gardłem… Mówisz, że był z Flame Falls, a ty przecież chodziłaś do szkoły w Soule, jak to możliwe, że się poznaliście?- Kontynuowała.
-Poznaliśmy się w…- Zamilkłam na chwilę. Kurde, Rozalia już dużo o mnie wie i powinnam móc jej zaufać, ale nie jestem, co do tego jeszcze pewna. Trudno, ryzyk fizyk- W szpitalu psychiatrycznym...
(Tutaj Liadan)
OdpowiedzUsuńWitaj moja droga! Przede wszystkim, gratuluję ci jubileuszu i tego, że nie odeszłaś. Twój blog naprawdę jest wspaniały i moim zdaniem jak najbardziej zasługujesz na dużą liczbę wyświetleń i komentarzy - tych pozytywnych aby było najwięcej, rzecz jasna ^^
Rozdział wyszedł ci śsidtnie. Tak, zdecydowanie jest on "inny" (w najlepszym zaczeniu tego słowa) od pozostałych. I wiesz co... czytając ten wstęp, to jest sen Raven, odniosłam wrażenie, jakby to mnie się to tyczyło. Te wszystkke pytania tam, opisy... Poczułam się dziwnie. Tak, doskonale wiem, co to jest pustka w życiu. Zależy jednak, o jakiej pustce się mówi (lub pisze). Niektórzy potrzebują rzeczy, inni bliskości drugiej osoby, jeszcze inni jakiejś czynności - krótko mówiąc, czegoś co by ich uszczęśliwiło. By życie wypełniło się radością, choćby ns chwilę. Zdołowany, przybity lub smutny człowiek potrzebuje tego czegoś. Żeby zmienić coś w swoim jakże krótkim życiu.
Dobrze jest mieć wokół siebie kogoś, kto o ciebie dba. Ach, Rozalia tak zainteresowała się naszą bohaterką, jej zdrowiem... To miło z jej strony, ale jeśli przesadzi, stanie się to z lekka irytujące. Co za dużo, to niezdrowo.
:O Tymi informacjami pod koniec mnie zdziwiłaś. Nie miałan pojęcia, że Ravenbyła w kimś zakochana (lub zauroczona, a to jednak jest różnica). Will, hm... zastanawia mnie, czy wpleciesz tę postać w dalszy ciąg swojego opowiadania.
Poznali się... w szpitalu psychiatrycznym??? Dobra, okey, wiem, że z Raven jest źle, ale nie miałam pojęcia, że wcześniej było gorzej. Szpital psychiatryczny. Biedna dziewczyna. Oby tylko nigdy nie przyszła jej do głowy jakaś głupia myśl dotycząca życis lub śmierci.
Wszystkiego dobrego, a przede wszystkim, nie załamuj się brakiem komentarzy i pisz dalej! Wiem, że bez motywacji się nie da... Może ci jakoś pomogę? Dziś mam chyba dzień rozdawania pomocy wokół;)
Do zobaczenia:3
Witaj! Na wstępie chciałabym wytłumaczyć brak komentarza pod poprzednim rozdziałem. Najzwyczajniej w świecie nie miałam na niego pomysłu. Wątpię, aby wynikało to z długości postu, zapewne ponownie ogromny leniwiec usadowił się na moich barkach i rozsiewał aurę znużenia oraz braku chęci na cokolwiek.
OdpowiedzUsuńW ramach drugiego wstępu pragnę z całego serduszka pogratulować Tobie z okazji rocznicy bloga. Winszuję bardzo. Czego mogę życzyć osobie o tak ogromnej wytrwałości? Chyba tylko wiernych czytelników, jeszcze większej determinacji, nowych pomysłów oraz braku problemów z przedmiotami martwymi.
Przechodząc do komentarza odnoszącego się bezpośrednio do rozdziału, nie mogę ominąć pierwszego akapitu. Był wprost piękny i to nie wyłącznie ze względu na doskonały dobór słów. Był po prostu nasycony realizmem, który zmusił mnie do chwilowej zadumy.
Mnie osobiście bardzo drażnią wścibscy ludzie. Rozalia stanowczo przesadziła, wypytując o byłą miłość przyjaciółki. Gdyby Raven chciała jej się zwierzyć, sama przy okazji rozpoczęłaby tę rozmowę. Kiedy słyszę o nadmiernej ciekawości, zaczynam się radować, że obracam się w towarzystwie, gdzie raczej nie wypytujemy o prywatne sprawy znajomych. Oczywiście, co innego dzieje się w domu. Moja mama należy do bardzo upartych osób i będzie drążyć temat, dopóki nie uzyska satysfakcjonującej odpowiedzi. Czasami miewam ochotę wyjść oknem, chociaż do ziemi jest dosyć spora odległość.
Zaintrygowała mnie postać Willa. Może dlatego, że zawsze czuję nutkę podekscytowania, kiedy czytam o osobach z problemami natury psychologicznej. To uwielbienie dla psycholi kiedyś mnie zgubi. Zatracę się w jakimś popaprańcu, który będzie więził mnie w piwnicy i na moich oczach konstruował trumnę, w której zakopie mnie żywcem. Tak, zdecydowanie zbyt wiele filmów.
Przesyłam dużo pozytywnej energii oraz gorące pozdrowienia. Do następnego! (^.^)/
Witaj!
OdpowiedzUsuńAch w końcu jestem! Wybacz mi tak długi brak odzewu, ale maj to dla mnie naprawdę urwanie głowy. Na początku matury, później ustne... Ciągle gdzieś mnie ganiają. Nie było chwili żeby się skupić i przeczytać, a co dopiero mówić o komentowaniu. Do przeczytania tego rozdziału podchodziłam... żeby cię nie skłamać... trzy razy i za każdym wyciągali mnie gdzieś, albo odlatywałam z głową na klawiaturze XD
Ale w końcu jestem i mogę skomentować.
Tak tak można było się tego spodziewać - Rozalia przeleciała wszystkie sklepy i wykupiła w nich połowę asortymentu. Że jej się to nie nudzi? Ja nie powiem, lubię chodzić po sklepach, ale żeby cały czas coś kupować? Hehehe... Kogo my chcemy oszukać. Nawet jeśli bym chciała, to mój portfel stanowczo mi to wybija z głowy, ziejąc pustką.
A co to za chłopak o którym mowa? He? Ja chcę więcej informacji o nim :D
I jak zwykle. Rozgadałam się na początku o bzdetach, a gdy przychodzi komentować konkrety - pustka.
No nic. Nie będę Cię katować moją bezsensowną paplaniną i grzecznie się pożegnam
Serdecznie pozdrawiam, ślę mnóstwo weny, ciepełka i ogromu wolnego czasu!
Wszystko okay?
OdpowiedzUsuń