Od Autorki: No niestety przed treningiem się nie wyrobiłam ze skończeniem rozdziału, ale już jest...
~~~
Szybko zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam na chodnik. Stawiałam krok za krokiem, by czym prędzej znaleźć się w szkole, w jej zamkniętych czterech ścianach, chroniących mnie przed całym otwartym światem rządzonym przez przypadek.
Spadające liście wirowały na wietrze i co chwila jakiś wpadał mi we włosy lub uderzał w twarz. Musiałam cała zasłonić się szarym, wełnianym kominem, by to jakoś ograniczyć. Listopadowe słońce świeciło wyjątkowo jasno jak na godzinę szóstą rano. Nie mogłam się powstrzymać, by nie popatrzeć w nie chociaż przez chwilę. Po kilku sekundach zaczęły mi migać przed oczami różne kształty, a później obrazy. Niechciane obrazy. Czym prędzej odwróciłam wzrok.
Mijając dom Rozalii zauważyłam, że Leo znowu do niej przyjechał. Miał najbardziej charakterystyczne auto w mieście, które w tej chwili stało na jej podjeździe. Mimowolnie zaśmiałam się w duszy. Dziwne, że zapamiętała ona jak się to robi.
Ostatnie trzy przecznice przebiegłam. Przechodząc bramę wpadłam na jakąś panią. Wyglądała niesamowicie znajomo. Szybko przeprosiłam ją za nieuwagę i poszłam dalej.
-Raven? Słońce? To ty?-Zatrzymał mnie równie znajomy głos, przypominający śpiew skowronka.
Odwróciłam się. Miała na oko czterdzieści i kilka lat. Była trochę niższa ode mnie i również szczuplejsza. Lub bardziej koścista, jak kto woli. Krótko przystrzyżone na boba czekoladowo brązowe włosy miała wsunięte za uszy. Na nosie zatrzymywały jej się ogromne okulary o grubości denka od butelki, więc kompletnie nie widziałam jej oczu, ale jej usta wyrażały głębokie zdziwienie. Ubrana też nie była jakoś typowo dla tego wieku. I miasta. Na długą granatową sukienkę z kołnierzykiem i krótkimi rękawami miała narzuconą drugą sukienkę, tylko na ramiączka i intensywnie różową w żółte kwiaty. Brązowe, równo wypolerowane pantofle nijak pasowały do tego zestawu.
-Czy ja panią znam?- Spytałam lekko niepewnie, co wywołało na twarzy znajomej-nieznajomej grymas przerażenia.
-Raven, słońce. Jak to mnie nie poznajesz?- Podeszła do mnie bliżej i zdjęła okulary, zza których wyłoniły się dwie zielone jak szmaragdy tęczówki ze źrenicami tak malutkimi, że ledwo dostrzegalnymi, otoczone kaskadą długich, czarnych i bardzo zadbanych rzęs.
Na sekundę mi coś zaświtało o potem zgasło. A następnie jeszcze raz zaświtało, lecz o potrójnie zwiększonej sile.
Czekoladowe włosy, szmaragdowe oczy, długie rzęsy i okulary jak spodki od filiżanek.
O jejku.
-Pani Young?- Szatynka odetchnęła ulgą, po czym szeroko się uśmiechnęła- Znaczy ten, eh, ciociu, nie poznałam cię.
Podeszłam do kobiety i ją mocno uścisnęłam. Ostatni raz ją widziałam dwa tygodnie prze przeprowadzką do Flame Falls, to jest ponad trzy miesiące temu.
-Ja ciebie dziecko w pierwszej chwili też- Uśmiech zszedł z jej twarzy- Co się z tobą stało dziecko?
Opuściłam głowę i wlepiłam wzrok w swoje czerwono-czarne tenisówki. Poczułam się znów jak w pierwszej klasie, gdy dostawałam ochrzan za niezjedzenie warzyw z obiadu lub na roznoszenie błota po tarasie.
-Trochę się pozmieniało- Mruknęłam cicho, ale miałam pewność, że zostałam usłyszana.
Ciocia zawsze miała perfekcyjny słuch, co rekompensowało dość słaby wzrok.
-Trochę?- Spytała, głaszcząc mnie kościstymi palcami po głowie.
Zawsze tak robiłam, gdy chciała wzbudzić poczucie winy we mnie lub w Kentinie.
Poczułam zbierające się w kącikach oczu łzy, więc szybko przymknęłam powieki.
-Muszę iść na lekcje, nie chcę się spóźnić- Powiedziałam na jednym wdechu, by się nie rozkleić.
-Eh, dobrze. Do zobaczenia. Jak wrócisz do domu to przekaż Agacie, że razem z Albertem ją jutro odwiedzimy.
-Dobrze- Mruknęłam i pobiegłam do budynku szkoły.
Jak w każdej wolnej chwili w szkole od paru miesięcy, udałam się na klatkę schodową. Usiadłam na jednym ze stopni. Wzięłam kilka głębszych wdechów. Raven, spokojnie, uspokój się.
Nie po to uczyłaś się jak wyłączyć uczucia, by teraz płakać. Ogarnij się sieroto.
Zbieram się za ten komentarz od dobrych kilku godzin. Za każdym razem nie mam pomysłu co napisać, by było to w miarę składne i dokładnie wyraziło to co myślę, ale chyba dzisiaj mi z tym nie pójdzie. Będziesz musiała jakoś przecierpieć moją nieskładną wypowiedź.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie porozmawiały ze sobą dłużej. Miałam nadzieję, na jakąś wzmiankę o Kentinie. No cóż, skoro teraz nie porozmawiały, a mama Kena mówiła, że chce spotkać się z ciocią Rav, to jest mała szansa...
Raven nie powinna tłumić w sobie emocji... Wiem co mówię. To jest chyba jedna z najgorszych rzeczy, którą można zrobić. (Hipokrytka... Sama tak cały czas robię...)
Mam dziwne przeczucie, że ktoś ją w szkole zaczepi. Tylko nie potrafię zdecydować się, kto to będzie. Pożyjemy zobaczymy ;)
Niecierpliwe czekam na kolejny rozdział i gorąco pozdrawiam ;)
No, w końcu nadgoniłam. Nie komentowałam już więcej poprzednich rozdziałów bo leciałam dalej jak burza :D Twoje opowiadanie tak niesamowicie wciąga, wszystkie te sytuacje, które mają miejsce. Cały czas na nowo coś rozwala mój mózg. Po prostu majstersztyk :D Czekam na kolejny rozdział i już nie mogę usiedzieć w miejscu xD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Bardzo fajnie się czytało. Jestem niezmiernie ciekawa co się wydarzy w następnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny i do następnego :D