sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 47 "Jest dobrze"

~~~
Mijają minuty i godziny. Mijają dni. Nawet nie wiem, który jest dzisiaj. Czas wlecze się niemiłosiernie wolno. Zabijam go wspomnieniami. Tylko to mi pozostaje. Poza wspomnieniami nie mam nic. Nie mam nawet żadnej pasji, której mogłabym się oddać bez reszty, nie opuszczając pokoju, w którym zawsze czeka na mnie nowy i niezastąpiony ból. I choć się nie tnę, istnienie sprawia, że cierpię. Nie mogę nic z tym zrobić. Leki nie pomagają. Emily wciąż wraca. Tak realna i na wyciągnięcie ręki jak kiedyś, przed jej śmiercią. Ma równo rozczesane i ułożone włosy, białą sukienkę do kostek i baletki z kokardą, tego samego koloru.  Rozmawia ze mną. Choć raczej to ona mówi do mnie, a ja jej słucham.
-Pamiętasz, jak kiedyś śmiałam się, że prędzej Ken pójdzie do szkoły wojskowej, niż ty się poddasz? Nie wiedziałam wtedy, że jedno wiąże się z drugim... Zawsze byłaś silniejsza ode mnie i Kena. To ty zawsze pomagałaś nam się podnieść. Nadal nie mogę uwierzyć, że teraz rolę się odwracają, mimo tego, że to ja najłatwiej wpadałam w rozpacz z przeróżnych, nawet błahych jak dla Ciebie powodów. Ciebie nie ruszało niemal nic, ale to co ruszyło, przeżywałaś dogłębnie. Długo i w każdej sekundzie.
Nie odpowiadam jej nic. Przytulona do pluszowego misia tylko potakuję głową. A ona uśmiecha się promiennie i znika w białej mgle.
Do szkoły chodzę bez szczególnego entuzjazmu. jedynie to w moim życiu nigdy nie ulega zmianie. Inaczej się maluję i ubieram. Bardziej typowo. Tak, żeby nie można było mnie odróżnić od reszty. Za wszelką cenę staram się zakryć kark. Nie chcę się wyróżniać. Nigdy więcej. Jak nauczyciel o coś pyta, odpowiadam. Nie reaguję na żadne pytania od innych. Nawet od Rozalii. Ona jedynie się nie poddaje. Cały czas gada z nadzieją, że w końcu jej odpowiem. Nadzieja matką głupich. Nauczyłam się tego wiele razy. Zbyt wiele.
Czasem przychodzi do mnie Lucas. Przynosi jakieś książki twierdząc, że muszę umierać z nudów i żebym się czymś mogła zająć. Myli się. To nie nuda jest przyczyną mojego umierania. To to, że żyję. Tego nie da się powstrzymać. Od Śmierci nie można się uchronić. Powinien to wiedzieć.
Znikam. Może już w ogóle mnie nie ma.
James przyszedł raz. Niedawno. Mówi, że ubłagał w końcu ciocię, by go wpuściła. Jest tylko kilka minut. Mówi też, że już połowa października. Liczy chyba na jakąś reakcję z mojej strony.
Nie doczekał się. Ciężko wzdycha i wychodzi zrezygnowany.
Ciocia za to przychodzi niemal codziennie. Przynosi jakieś leki i kosmiczne ilości jedzenia, które idąc do szkoły odnoszę niemal w całości do kuchni.
Dwa razy przyszli lekarze. Psychiatrzy. Poznaje ich. Leczyli kiedyś mnie i Willa. W  Dread House.
Pytają mnie o różne rzeczy. Odpowiadam tylko dwa słowa. "Jest dobrze." Nie wierzą. Trudno. Bywa.
Dwie dziewczyny wyglądające jak lalki, w szkole pytają mnie jaką dietę stosuję, że tak chudnę. Wzruszam ramionami. Rozalia mówi mi później, że to Charlotte i Li. Przyjaciółki Amber. Kojarzę je. Kiedyś miałam już przyjemność z nimi porozmawiać. Kiwam głową.
Patrzę w lustro. Widzę niewysoką dziewczynę o skórze białej niczym śnieg. Jej jedno oko jest niebieskie jak niebo, a drugie brązowe jak kora dębu. Ma popękane jasnoróżowe usta. Z paznokci schodzi jej czarny hybrydowy lakier, ale niewiele ją on obchodzi. Na nogach i rękach stare blizny. Niemal niewidoczne, ale pełne wspomnień. Czarne jak heban włosy dosięgają jej już niemal do połowy pleców. Niepewnie splata je w warkocz i związuje czerwoną wstążką. Pasuje do lekkiej białej sukienki, którą dostała na piętnaste urodziny od przyjaciółki. Na nadgarstku zapina bransoletkę z charmsami.
Też widzisz te krew? Pamiętasz? Czujesz? Ja widzę. Pamiętam. Czuje. I nie zapominam.
Opieram się o zimną ścianę. Oddycham powoli. Napawam się wszechobecnym zapachem samotności.
Wracam do siebie. Zatapiam się we wspomnieniach.
~~~
-Nie wierzę w miłość- Krzyknęłam do Emily, przechodząc po linie na drugi brzeg.
-Nie wierzę ci!- Odpowiedziała ze śmiechem.
Zeskoczyłam tuż obok niej i rozejrzałam się dookoła. Całą wysepkę pokrywały kwiaty wszelkiego koloru i rodzaju. Z nich wszystkich umiem rozpoznać tylko stokrotki. Zabawne. Ich akurat jest najmniej.
-Inaczej może. Nie wierzę w miłość w tym wieku.
Czerwonowłosa zaśmiała się ponownie.
-Masz już szesnaście lat. To jest idealny wiek na miłość.
Teraz ja się zaśmiałam. Przechodzę pod przewróconym drzewem i wchodzę na ścieżkę. "Idealny wiek na miłość." Już śmieszniej tego ująć nie mogła.
-Mam inne rzeczy na głowie niż miłość. Na przykład szkołę.
Odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem.
-No, okej, okej. Ale miłość też jest ważna. Jak nie poznasz nikogo w kim się zakochasz, to skończysz jako stara panna ze stadem kotów. Albo zrzęda taka jak nasza nauczycielka od muzyki. Wiecznie ma problem jak na jej oczach chociażby ktoś się do kogoś uśmiechnie. Albo jak w ogóle na kogoś spojrzy bez nienawiści i dezaprobaty.
Patrzyłam jak rozkłada koc, po czym obie się na nim położyłyśmy.
-Skończ już o tym poznawaniu kogoś. Jeśli już miałabym się zakochać, to ta miłość musiałaby się wziąć z przyjaźni.
-Phi- Prychnęła.
Nagle usłyszałyśmy szelest liści. Natychmiast się podniosłyśmy i rozejrzałyśmy. Między gałęziami pojawił się Kentin. Odetchnęłam z ulgą. Gdyby leśnik dowiedziała się, że znów tu przyszłyśmy, miałybyśmy przechlapane.
-Można powiedzieć, że o wilku mowa- Zaśmiała się Emily.
Szatyn tylko przewrócił oczami i usiadł na wolnym miejscu na kocu. Obok mnie.
-Gdybym was nie znał, pomyślałbym, że to obelga- Zaśmiał się.
Wszyscy jednocześnie położyliśmy się i patrząc w chmury, zaczęliśmy rozmawiać o nadchodzącym koncercie.

3 komentarze:

  1. Popłakałam się.
    Nie, nie wzruszyłam. Prawie wybuchnęłam płaczem.
    Można by pomyśleć, że rozdział jest taki beznamiętny. Krótkie zdania, które zdawkowo coś opisują. Jednak właśnie te krótkie zdania mają w sobie najwięcej. To chyba najlepszy rozdział jaki ci wyszedł. Szkoda mi Raven...
    (Trochę ten rozdział przypominał mi coś jakby połączenie The Duff i Sali Samobójców.)
    Cieszę się, że teraz będą się regularnie rozdziały pojawiać, bo przyznam, że trochu mi brakowało twojego opowiadania.
    Czekam na kolejny rozdział, przesyłam całe tankowce weny.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Idzie się wzruszyć. Pięknie napisany rozdział. Co tu napisać gdy żadne słowa nie przychodzą na myśl po przeczytaniu czegoś takiego.
    Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. Obiecuję, że zostanę na dłużej :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, okej, wiem ze przede mna sa jeszcze posty, ale pisz dalej! Bo naprawde jest malo blogow tak dobrze prowadzonych:) no i, zawsze gdzies sie mozesz zareklamowac;)

    OdpowiedzUsuń