sobota, 12 września 2015

Rozdział 37 "Na oślep"

~~~
Było  ciemno i cicho, ale przede wszystkim- sucho, co było dziwne, zważając na moje ostatnie chwile przed utratą przytomności. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jakimś cudem znalazłam się w swoim pokoju. Odruchowo sięgnęłam po komórkę do kieszeni i głośno jęknęłam. No fakt. Poległa przy fontannie. Na kolejną chyba będę musiała sobie sama zarobić. W sumie i tak już mi się kończyła umowa.
-Księżniczka wreszcie raczyła wstać?- Fuknął Lucas, przekraczając próg.
Ugh, tylko nie on. Zaraz będzie próbował wywlec co się stało, o ile już się tego nie dowiedział, ze swoich tajemniczych źródeł
-Ymh- Mruknęłam, po czym zanurkowałam pod kołdrę, odgradzając się nią od kuzyna.
-Dobra, wyluzuj, idę. A ten szmaciak, co leżał koło ciebie, jest na biurku, jeśli o to też ci chodzi- Rzucił, a po chwili dobiegło mnie trzaśnięcie drzwiami.
Na oślep uderzyłam w szafkę nocną, celując w załącznik światła. Udało się dopiero przy czwartej próbie. Z bólem dłoni i głowy dowlekłam się do drzwi i zamknęłam je na klucz. Zgarnęłam z biurka laptop i wraz z nim rzuciłam się z powrotem na łóżko.Pierwszym dźwiękiem jaki z siebie wydobył, był sygnał przychodzącego połączenia na Skype, więc kliknęłam zielony przycisk, ale zaraz tego pożałowałam.
-Raven! Nareszcie! Ile można do ciebie dzwonić?! Nie odbierałaś ani telefonów, ani nie odpisywałaś. Po lekcjach od razu zniknęłaś, więc nie miałam nawet żadnej okazji, żeby z tobą pogadać, bo na przerwach mnie ewidentnie unikałaś!
-Bardzo mam przechlapane?- mruknęłam.
-Oj bardzo. Będę za trzy minuty. Szykuj się.
-Wiesz, gdzie mieszkam?- zdziwiłam się.
-No, nie. Ale Lys mnie zawiezie- Odparła, śmiejąc się.
-Niech ci będzie- Westchnęłam, rezygnując z próby odwiedzenia jej od tego pomysłu.
-Dobra, do za chwilę!- Zachichotała i natychmiast się rozłączyła.
Naprawdę, bardzo, ale to bardzo nie mam ochoty na wizytę Rozalii. Wyglądałam chyba nawet w miarę, więc nie musiałam się specjalnie ogarniać.
Włączyłam na YouTube playlistę Fall Out Boys i odłożyłam laptop na szafkę, po czym opuściłam pokój i zeszłam do kuchni. Gdy już kończyłam parzyć kawę, na podjeździe zatrzymał się motocykl z Lysandrem za kierownicą i białowłosą w roli pasażera. Pokręciłam głową z aprobatą. Ona owinie sobie każdego wokół palca tak, że dosłownie nikt jej się nie sprzeciwi. Pewnie długo musiała nad tym pracować.
Odchodząc odwróciła się jeszcze na chwilę, na co Lysander skinął głową. Nawet nie pukając weszła do domu i niemal agresywnie rzuciła się w moją stronę. Wyciągnęłam przed siebie kubek z ciemnobrązowym 
wywarem z nadzieją, że uchroni mnie on przed gniewem zmierzającego do mnie demona. Choć raz nadzieja mnie nie zawiodła. Rozalia wyhamowała kilka centymetrów przede mną. Westchnęłam z ulgą.
-To nie ładnie tak wchodzić do czyjegoś domu bez pukania. I pozwolenia- Sarknęłam.
-Pozwolenie dostałam podczas rozmowy z tobą chwilę temu, a skoro mam pozwolenie, to po co pukać?- Odprychnęła.
Zadziwiająca logika.
Po kilku sekundach do domu wszedł Lysander i nie zwracając na nas uwagi zaczął wspinać się po schodach, zapewne kierował się do pokoju Lucasa.
-Dlaczego cały dzień nie chcesz ze mną gadać?- Bąknęła, gdy trzymając w dłoniach kubki kawy usiadłyśmy na łóżku, w mojej jaskini.
 -Po prostu nie jestem osobą, która lubi ciągle być wśród ludzi i z nimi rozmawiać.
 -Ale nie miałaś oporów przed rozmową z Kasem, Natem lub Amber.
-Siła wyższa. Nie miałam wyboru.
-Dlatego byłaś taka nabuzowana cały dzień?
-Powiedzmy, że ten rok szkolny zaczął się dla mnie wyjątkowo do dupy- Odpowiedziałam po chwili.
-Bo?- Drążyła dalej.
Jęknęłam i wzięłam kolejny łyk napoju.
-Naprawdę, nie mam ochoty o tym mówić.
Teraz to ona jęknęła.
-Lubisz zawsze wszystko wiedzieć, co?- Parsknęłam.
-Nie zawsze i nie wszystko. Tylko o tych którzy coś dla mnie znaczą.
Uśmiechnęłam się, bez jakiejkolwiek radości.
-Nawet mnie nie znasz- Prychnęłam.
-Ale znam się na ludziach.
-To bardzo zwodzące. Poznasz kilka ludzkich charakterów  i już myślisz, że znasz wszystkich.
-Ciebie też już rozgryzłam- Uśmiechnęła się triumfalnie.
Zarechotałam, bo śmiechem tego nie można było nazwać.
-Słucham uważnie- Mruknęłam, opierając się o ścianę.
-Nie wykluczam, że jesteś taką typową szkolną sucz, bo właśnie tak gadałaś dzisiaj z Amber, Natem i Kasem. Na pewno jesteś pełna pewności siebie. Nie tracisz też zimnej krwi przy nauczycielach. Trudno wyprowadzić cię z równowagi, o tym też już się przekonałam. Jesteś silna psychicznie i...-Trajkotała jak najęta, ale musiałam jej prerwać.
-Skończ, to śmieszne. Nie wiem, czy zgodzę się z czymkolwiek co teraz powiedziałaś. Luke gdyby to słyszał, uśmiał by się jak nigdy. Poza tym, przecież ja sama siebie nie znam tak naprawdę, ale wiem, że na pewno nie jestem taka jak właśnie wymieniłaś.
-Ale...przecież... Jesteś odstępstwem od wszystkiego co w życiu widziałam- Wyjąkała i zwiesiła luźno ramiona.
-Albo po prostu mam schizofrenię- Westchnęłam.

2 komentarze:

  1. Hmm... co ja bym tu mogła...
    Rozdział taki dość... spokojny. W miarę.
    Ostatnio mam taki zapierdziel, że nie mam nawet kiedy pomyśleć nad komentarzem do rozdziału, który przeczytałam zaraz po dodani. Ehh
    Ale jak dla mnie rozdział przyjemny.
    Czekam zniecierpliwiona na następny ;)
    Serdecznie pozdrawiam i życzę mnóstwa czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Albo po prostu mam schizofrenię" - świetne podsumowanie rozdziału.
    Posypuję sobie głowę popiołem za tak długie nie zaglądanie tu. Ale w tym roku zaczęłam liceum i ciągle miałam coś na głowie. A widzę, że sporo się nie działo.
    Wzmianka o Lysiu = jestem szczęśliwa.
    A numer z kawą był świetny. Gorzej by było, gdyby Rozalia postanowiła nie wyhamować xd
    Lecę czytać następny rozdział :D
    Pozdro ^^

    OdpowiedzUsuń