~~~
Zeszłam z parapetu i odłożyłam pusty kubek po Latte na biurko, po czym podeszłam do komody, po telefon z którego wydobywały się właśnie pierwsze takty "Nightmare" Avenged Sevenfold. Na wyświetlaczu świeciło się zdjęcie Kentina z zieloną wstążką wplecioną we włosy.
-Halo?- Mruknęłam z nieco zachrypniętym głosem.
-Emm, Raven?- Dobiegł z urządzenia przyciszony głos.
-A kto inny?- Westchnęłam, przewracając oczyma- Co tam chciałeś Ken?
-Możemy się dzisiaj spotkać? Może w parku za pół godziny? Przyjdziesz? Będę czekał- Wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, a cała wypowiedź zajęła mu może dwie sekundy.
-Okej, ale...- Bąknęłam.
-Będę czekał- Przerwał mi, a potem usłyszałam już tylko kilka piknięć sygnalizujących zakończenie rozmowy.
Brzmiał na bardzo... zdenerwowanego. Czy to ma związek z Barbie i jej Świtą? Kuźwa, na pewno tak.
Od razu wyrzuciłam na biurko wszystko co miałam w kieszeniach i włożyłam do jednej z nich komórkę, a do drugiej kastety. Nigdy nic nie wiadomo.
Zbiegłam po schodach, na których minęłam również schodzącego Lucasa, więc rzuciłam do niego przy okazji tylko krótkie 'wychodzę', a po chwili zniknęłam z jego pola widzenia za ciemnobrązowymi drzwiami. Na szczęście postanowił nie iść za mną. To dobrze.
Te kilkaset metrów dzielących mnie od murów parku, pamiętających średniowiecze, przebyłam w kilkanaście minut, które wydawały się sekundami. Ken, tak jak zapowiedział, już na mnie czekał przy fontannie pomimo tego, że przyszłam co najmniej o dziesięć minut wcześniej, niż się umówiliśmy.
-Cześć- Krzyknęłam, będąc w połowie ścieżki.
Mimo nadal sporej odległości, z ruchu warg odczytałam, że odpowiedział tym samym, jednak nie dobiegł do mnie nawet najcichszy szmer. Usiadłam na skraju murka od najniższej misy i oparłam o nią dłonie.
Nim zaczęliśmy rozmowę, przyjrzałam się dokładniej Kentinowi. Wyglądał... aż żal mi było patrzeć na niego w takim stanie. Sweter nadal rozciągnięty do rozmiaru co najmniej o jeden większego, dżinsy w kilku miejscach podarte, okulary znów wygięte, zdecydowanie bardziej niż wcześniej, włosy zupełnie potargane. Gdy zwrócił się w moją stronę, dostrzegłam kilka siniaków pokrywających jego twarz i szyję.
-Ken...- Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić, nim poczułam zbierające się w kącikach oczu łzy.
Mimowolnie zasłoniłam usta dłonią. Ku#wa, wiedziałam, że te żmije będą się mściły, ale sądziłam, że na mnie, nie na nim. Przecież on im nic nie zrobił. Przecież on im nic nie zrobił...
-Rave...- Spuścił wzrok na swoje buty.
-Wiem, że to znów one- Szepnęłam.
-Wyjeżdżam do szkoły wojskowej- Szepnął w tym samym momencie co i ja.
Co?! Ale... Co?! Nie, nie, nie. To nie jest kuźwa możliwe, nie! Czy świat się na mnie uwziął, że mam teraz zostać zupełnie sama? Nie!
-Kiedy...- Jęknęłam tylko.
Tylko na tyle byłam w stanie.
-Za tydzień. Do tego czasu więcej już w szkole nie będę- Powiedział najspokojniej, jakby informował mnie, co będzie dziś na obiad.
Przed oczyma stanęły mi różne obrazy z przeszłości. Nasze pierwsze spotkanie, wielokrotne zabawy w chowanego, uciekanie przed rodzicami po wywiadówce do lasu, wszystkie sylwestry na których udało nam się zdobyć coś mocniejszego niż szampan, wakacyjne odpały wraz z Emily. Wszystko. Całe moje życie.
Teraz czułam nie tylko spływające po moich policzkach łzy, ale i drganie warg. Zacisnęłam mocniej palce na jakimś kamieniu.
-Chciałem się pożegnać- Dodał po chwili.
Nadal nie mogłam uwierzyć. Ken. Ostatnia osoba w moim życiu. Która coś znaczyła. Która zawsze była. Mimo wszystko. Teraz wyjeżdża.
-Przyniosłem ci to.
Wyciągnął w moją stronę rękę, w której trzymał małego brązowego misia w białej bluzce z narysowanym czerwonym serduszkiem.
Spróbowałam się uśmiechnąć, pomimo zaciśniętych w jedną linię ust, jednak sprawiło to tylko kolejną falę łez.
-Pamiętaj o mnie- Westchnął, kładąc pluszaka na moich kolanach.
Spojrzał na mnie smutno i wstał, po czym zaczął się oddalać. Nie! Moment. Ja się jeszcze nie pożegnałam!
-Ken!- Krzyknęłam, biegnąc w jego stronę.
Powoli się odwrócił, a ja, gdy tylko znalazłam się obok niego, przytuliłam go, a on natychmiast odwzajemnił uścisk.
-Nigdy o tobie nie zapomnę- Szepnęłam, chowając oczy w zielony sweter.
-Żegnaj Raven- Mruknął, po dłuższej chwili.
-Nie. Nigdy nie mów 'żegnaj', bo 'żegnaj' oznacza, że już nigdy się nie zobaczymy. Do widzenia Ken. Niedługo znów się spotkamy- Odparłam, patrząc w zielone, już nie pełne szczęścia tak jak kiedyś oczy.
-Więc... Do widzenia.
Po tym znów się odwrócił i odszedł. Tym razem już nie mogłam go zatrzymać. Zamiast tego wróciłam do fontanny i zabrałam ze ścieżki misia.
-Teraz tylko ty mi zostałeś, pluszowy niedźwiadku- Zaśmiałam się histerycznie.
Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Po prostu. Już nie powstrzymywałam tego. To było by głupie.
Nie wiem jak długo tak siedziałam. Może parę minut, może kilkanaście, może pół godziny, godzinę. Do rzeczywistości przywrócił mnie dzwonek telefonu. Teraz ''Blood brothers" rozbrzmiewało w całym parku.
-Czego?- Warknęłam do słuchawki, nawet nie zwracając uwagi na to, kto dzwoni.
-Gdzie ty jesteś? Wracaj do domu- Syczał Lucas.
Kliknęłam czerwony przycisk i szybko wstałam. Nie zamierzałam wracać. Jeszcze nie.
Z całym impetem rzuciłam komórkę w stronę fontanny, trafiając idealnie w kolumnę podtrzymującą jedną z mis. Urządzenie rozprysło się na wszystkie strony.
Oparłam dłonie o murek. Spróbowałam wyrównać szybki, urywany oddech. na marne. Zanurzyłam twarz w wodzie.
Ostatnie co zapamiętałam, to kleista ciecz, smakująca jak sól i rdza, dostająca się do moich płuc.
Te kilkaset metrów dzielących mnie od murów parku, pamiętających średniowiecze, przebyłam w kilkanaście minut, które wydawały się sekundami. Ken, tak jak zapowiedział, już na mnie czekał przy fontannie pomimo tego, że przyszłam co najmniej o dziesięć minut wcześniej, niż się umówiliśmy.
-Cześć- Krzyknęłam, będąc w połowie ścieżki.
Mimo nadal sporej odległości, z ruchu warg odczytałam, że odpowiedział tym samym, jednak nie dobiegł do mnie nawet najcichszy szmer. Usiadłam na skraju murka od najniższej misy i oparłam o nią dłonie.
Nim zaczęliśmy rozmowę, przyjrzałam się dokładniej Kentinowi. Wyglądał... aż żal mi było patrzeć na niego w takim stanie. Sweter nadal rozciągnięty do rozmiaru co najmniej o jeden większego, dżinsy w kilku miejscach podarte, okulary znów wygięte, zdecydowanie bardziej niż wcześniej, włosy zupełnie potargane. Gdy zwrócił się w moją stronę, dostrzegłam kilka siniaków pokrywających jego twarz i szyję.
-Ken...- Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić, nim poczułam zbierające się w kącikach oczu łzy.
Mimowolnie zasłoniłam usta dłonią. Ku#wa, wiedziałam, że te żmije będą się mściły, ale sądziłam, że na mnie, nie na nim. Przecież on im nic nie zrobił. Przecież on im nic nie zrobił...
-Rave...- Spuścił wzrok na swoje buty.
-Wiem, że to znów one- Szepnęłam.
-Wyjeżdżam do szkoły wojskowej- Szepnął w tym samym momencie co i ja.
Co?! Ale... Co?! Nie, nie, nie. To nie jest kuźwa możliwe, nie! Czy świat się na mnie uwziął, że mam teraz zostać zupełnie sama? Nie!
-Kiedy...- Jęknęłam tylko.
Tylko na tyle byłam w stanie.
-Za tydzień. Do tego czasu więcej już w szkole nie będę- Powiedział najspokojniej, jakby informował mnie, co będzie dziś na obiad.
Przed oczyma stanęły mi różne obrazy z przeszłości. Nasze pierwsze spotkanie, wielokrotne zabawy w chowanego, uciekanie przed rodzicami po wywiadówce do lasu, wszystkie sylwestry na których udało nam się zdobyć coś mocniejszego niż szampan, wakacyjne odpały wraz z Emily. Wszystko. Całe moje życie.
Teraz czułam nie tylko spływające po moich policzkach łzy, ale i drganie warg. Zacisnęłam mocniej palce na jakimś kamieniu.
-Chciałem się pożegnać- Dodał po chwili.
Nadal nie mogłam uwierzyć. Ken. Ostatnia osoba w moim życiu. Która coś znaczyła. Która zawsze była. Mimo wszystko. Teraz wyjeżdża.
-Przyniosłem ci to.
Wyciągnął w moją stronę rękę, w której trzymał małego brązowego misia w białej bluzce z narysowanym czerwonym serduszkiem.
Spróbowałam się uśmiechnąć, pomimo zaciśniętych w jedną linię ust, jednak sprawiło to tylko kolejną falę łez.
-Pamiętaj o mnie- Westchnął, kładąc pluszaka na moich kolanach.
Spojrzał na mnie smutno i wstał, po czym zaczął się oddalać. Nie! Moment. Ja się jeszcze nie pożegnałam!
-Ken!- Krzyknęłam, biegnąc w jego stronę.
Powoli się odwrócił, a ja, gdy tylko znalazłam się obok niego, przytuliłam go, a on natychmiast odwzajemnił uścisk.
-Nigdy o tobie nie zapomnę- Szepnęłam, chowając oczy w zielony sweter.
-Żegnaj Raven- Mruknął, po dłuższej chwili.
-Nie. Nigdy nie mów 'żegnaj', bo 'żegnaj' oznacza, że już nigdy się nie zobaczymy. Do widzenia Ken. Niedługo znów się spotkamy- Odparłam, patrząc w zielone, już nie pełne szczęścia tak jak kiedyś oczy.
-Więc... Do widzenia.
Po tym znów się odwrócił i odszedł. Tym razem już nie mogłam go zatrzymać. Zamiast tego wróciłam do fontanny i zabrałam ze ścieżki misia.
-Teraz tylko ty mi zostałeś, pluszowy niedźwiadku- Zaśmiałam się histerycznie.
Usiadłam na ziemi i zaczęłam płakać. Po prostu. Już nie powstrzymywałam tego. To było by głupie.
Nie wiem jak długo tak siedziałam. Może parę minut, może kilkanaście, może pół godziny, godzinę. Do rzeczywistości przywrócił mnie dzwonek telefonu. Teraz ''Blood brothers" rozbrzmiewało w całym parku.
-Czego?- Warknęłam do słuchawki, nawet nie zwracając uwagi na to, kto dzwoni.
-Gdzie ty jesteś? Wracaj do domu- Syczał Lucas.
Kliknęłam czerwony przycisk i szybko wstałam. Nie zamierzałam wracać. Jeszcze nie.
Z całym impetem rzuciłam komórkę w stronę fontanny, trafiając idealnie w kolumnę podtrzymującą jedną z mis. Urządzenie rozprysło się na wszystkie strony.
Oparłam dłonie o murek. Spróbowałam wyrównać szybki, urywany oddech. na marne. Zanurzyłam twarz w wodzie.
Ostatnie co zapamiętałam, to kleista ciecz, smakująca jak sól i rdza, dostająca się do moich płuc.
łooo...
OdpowiedzUsuńAleż smutno, że tak Ken musi jechać... Ale Wróci! I to jest bardzo pocieszająca myśl.
Hm.. Co by tu... Co to jest to.. to w fontannie? Yh... Tyle pytań w głowie...
Mam nadzieję, że niebawem ukaże się odpowiedź na nie ;)
Serdecznie pozdrawiam i życzę weny ;D
Pierwszy raz jest mi szkoda Kena. Chociaż wiem, że szkoła wojskowa wyjdzie mu na dobre.
OdpowiedzUsuńRozdział dodał nowe pytania, do i tak pełnej puli.
Dobrze, że nie przeczytałam rozdziału przed snem, bo nie mogłabym zasnąć. A tak mam cały dzień na główkowanie :D
Weny ^^