środa, 22 lipca 2015

Rozdział 30 "Ying i Yang"

~~~
Siedziałam po turecku na drewnianej, okrągłej podłodze, mającej co najwyżej trzy metry średnicy. Otoczona była niskim kamiennym murkiem, jak na średniowiecznej baszcie. Słońce właśnie zachodziło, znikało za horyzontem morza. Z drugiej strony, rozciągały się niezliczone połacie lasu sosnowego. Granica między tymi dwoma krajobrazami zacierała się. Woda wymywała ziemię dookoła korzeni na całej linii jednakowo, ale drzewa nawet się nie chwiały. Tu, na górze, wiał lekki wiaterek. Przenosił zapach żywicy i alg morskich. Na niebie nie było śladu nawet jednej chmury.
Wstałam i podeszłam do murku. Usiadłam na nim, zwieszając nogi nad morzem. Spojrzałam w dół. Byłam na wieży, mającej kilkadziesiąt metrów wysokości.
-Co ja tu robię?!-spytałam bezsensownie w powietrze.
Przemyśl wszystko.
Co ja mam niby przemyśleć? Ja przecież nic nie zrobiłam!
Spojrzałam prosto w słońce, o dziwo, wcale mnie to nie bolało.
Jesteś tu, bo już się zaczęłaś zamykać. Przemyśl to. Masz przecież wokół tyle osób, którym na tobie zależy.
Kogo niby? Elaine nie żyje, Emily też. Kogo niby mam?
Rodziców?
Dwadzieścia mil stąd. Poza tym, jakoś nigdy nie interesowało ich moje życie. Mało o mnie wiedzieli. Tyle co nic. I pod maską 'troski' i 'przewrażliwienia' o mnie, kryła się obojętność. Zawsze gdy wychodziłam mieli gdzieś co robiłam, byle tylko nie mieli przeze mnie problemów.
Ciocia?
Ma swojego syna i z nim masę kłopotów. Martwi się o mnie, ale to ze względu na chorobę, boi się, że mogłabym coś sobie zrobić. Tyle w temacie.
Lucas?
Ma swoje życie, w rzeczywistości niewiele go obchodzę. Jego matka tylko karze mu się mną opiekować, mimo że tej opieki nie potrzebuję.
James?
On się nigdy nie zmienił i nie zmieni. Nie interesuje go moje życie ani samopoczucie. Ani nawet ja sama. Wcale, ale to wcale mnie nie zna. Gdyby mu zależało, spróbowałby chociaż.
Kentin?
Kto?
Kentin. Przyjaźnicie się.
Ma swoje życie. Nie będę go mieszać w moje problemy.
Rozalia?
Nie znam jej, a ona nie zna mnie. To bez sensu. Przestań.
Ly...
-Przestań!-krzyknęłam w powietrze, wychylając się w stronę morza.
To ty przestań, odsuwać od siebie myśl, że nie jesteś sama!
Rozejrzałam się i znów byłam w swoim pokoju. Na niebo właśnie wzeszedł księżyc. Pełnia.
Znów siedziałam na wieży. Położyłam ręce tuż za sobą. Ciekawe, czy woda w morzu jest ciepła. Odepchnęłam się, ale zamiast wody, poczułam trawę z ogródka za domem. Ręce, do tej pory owinięte wokół mojej talii, rozłożyłam na boki. Nie miałam butów, więc zielone kosmyki przyjemnie łaskotały mnie w stopy. Leżałam między krzakiem białych róż, a czarnych malw. Jak Ying i Yang.
Mmm, jak tu cudownie, jak miękko. Na niebie migotały setki małych punkcików. Światło gwiazd, które prawdopodobnie już nie istniały.
W domu ktoś rozmawiał. Głośno. Wręcz się kłócił. Ale co to mnie obchodzi? Wcale mnie to nie obchodzi. Wyłapałam jakiś ruch na górze. Spojrzałam na okno mojego pokoju. Gdy to uczyniłam, mignęło mi tylko coś białego, po czym zniknęło.
~~~
Przepraszam, że taki krótki, ale wcześniej nie miałam internetu, a teraz zupełnie nie mogłam nic dodać.

4 komentarze:

  1. Jej *__*
    Rozdział mimo, że krótki bardzo mi się podobał. W końcu ten jej "cichy" głosik zaczął rozsądnie mówić. I niech się tego trzyma.
    ehh.. co ja bym tu jeszcze mogła powiedzieć...
    Ekhm.. chyba nic...
    Tak więc by nie przedłużać przesyłam ci gorące pozdrowienia mnóstwo weny i mega pomysłów na rozdziały.
    Z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. Jak zawsze bardzo mi się podobało.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
    Miłego dnia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział, czekam na next.
    Jak masz czas i chęci to zajrzyj, było by mi miło. Dopiero zaczynam.
    http://mycandylovestories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Zarówno ten jak i poprzedni. Mam nadzieję, że Raven uwierzy temu "głosikowi".
    Duużo weny </3

    OdpowiedzUsuń