~~~
-Do reszty cię pogrzało?!-usłyszałam gdzieś nad sobą, więc otworzyłam oczy, by ogarnąć co się dzieje.
On ma rację.
On ma rację.
Po moich bokach klęczało jakichś dwóch chłopaków. Mieli na oko osiemnaście lat. Ten po prawej, miał białe włosy i czarujące żółto-zielone oczy- tak, obie tęczówki były innego koloru. Fascynujące. Po jego stroju można by dodać mu parę lat, bo teraz koszule zaczynają nosić dopiero pracujący mężczyźni, a tacy jak on, zakładają je tylko na ważne okazje, takie jak na przykład nie wiem, rozpoczęcie roku szkolnego. Krawat też był nieco mylący. Za to ten po mojej lewej, wyglądał już bardziej typowo. Czarna czapka beanie, spod której wystawały brązowo-zielone kosmyki włosów, trochę dziwnie jak dla chłopaka, koszulka z logiem Kiss i flanelowa czerwona koszula.
-Hej, mówię coś do ciebie!-krzyczał dalej szatyn.
-Nic mi nie jest-mruknęłam tylko i podparłam się na łokciach, by mieć twarz na tym samym poziomie co oni.
-Lys, dzwoń po pogotowie. Spadłaś, nie, moment, skoczyłaś! z okna na pierwszym piętrze. To jest co najmniej pięć metrów-nadal darł się chłopak.
Powinnaś nie przeżyć.
Białowłosy natychmiast poderwał się na równe nogi, nie wiem nawet kiedy zdążył wyjąć komórkę. Odszedł na kilka metrów tak, że nie słyszałam nic co mówił.
-Co ci strzeliło?-drążył dalej.
O co mu chodzi? Przecież mi nic nie jest, na prawdę. Czuję się świetnie. Nic mnie nie boli ani nic. Zupełnie nic nie czuję. Moment, ja chyba przestałam myśleć. Kim oni tak w ogóle są? Pierwszy raz w życiu ich widzę.
-Nic, ale teraz ja mam pytanie. Coście za jedni?-spytałam patrząc w lodowo zimne oczy.
Chyba zdziwiło go to pytanie, bo mimo wszechobecnej ciemności dostrzegłam, jak jego źrenice się rozszerzają. I rozdziawił usta. Mimowolnie zachichotałam. Od razu się opanował.
-Chyba się przesłyszałem. Możesz powtórzyć?-wyjąkał.
-Kim jesteście?-powtórzyłam.
I znów zaczął się patrzeć na mnie jak na idiotkę.
Przecież nią jesteś.
-Ale ty tak na serio, czy po prostu jaja sobie ze mnie robisz?-dobijał mnie.
-Poważnie się pytam no-mruknęłam dźgając go palcem w mostek.
Trwaliśmy tak w ciszy jeszcze kilka minut, aż przyszedł białowłosy, tak zwany Lys, ale to chyba zdrobnienie.
-Zaraz będą. Co z nią?-kucnął obok mnie.
-Ona się pyta, kim my jesteśmy-odpowiedział łamiącym się głosem szatyn-twierdzi, że nas nie zna.
Teraz jego zamurowało. Czy to aż takie dziwne, że nie znam gości, których widzę pierwszy raz w życiu?! No błagam...
Jeszcze będziesz błagała o śmierć, która nie będzie chciała nadejść.
Podsunęłam bose stopy pod siebie i wolno wstałam, ignorując protesty towarzyszy. Zakręciło mi się trochę w głowie, ale to też zignorowałam. Ruszyłam w stronę drogi, niemal nie odrywając stóp od podłoża.
Gdy dotarłam do chodnika, zostałam odwrócona gwałtownym szarpnięciem.
-Co jest?-fuknęłam.
-Gdzie ty idziesz?-rzucił szatyn z wyraźnym zdziwieniem w głosie.
Ah, no fakt. Nie mam pojęcia. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Jeśli chcesz wrócić do domu, to cię oświecę. To jest twój dom. Poniekąd. Ale tu mieszkasz-dodał wskazując ręką na budynek, przed którym staliśmy.
Mieszkasz, mimo że nikt cię tu nie chce.
Okej. Niech będzie i tak. Wzruszyłam ramionami.
-Prowadź, panie przewodniku- wzdychnęłam.
Spojrzał się na mnie jak na kosmitę, ale wykonał polecenie. Poszłam za nim. Weszliśmy do korytarza, a zaraz za nami wbiegł białowłosy. Jak widać pogotowie jeszcze nie raczyło się zjawić.
Skręciłam do pierwszego pomieszczenia po prawej. Kuchnia. Bingo. Skoro tu mieszkam, to mogę się rozgościć, prawda? Zaczęłam przeglądać szafki. W trzeciej znalazłam szklanki, a w lodówce sok pomarańczowy, którym ją napełniłam, a potem duszkiem opróżniłam. Dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo spragniona wcześniej byłam.
-Widzę, że już czujesz się jak u siebie-zagadnął błękitnooki chodząc do pokoju.
-A czemu nie, skoro podobno tu mieszkam-zaśmiałam się.
Następny challenge: Gdzie jest salon? Położyłam szklankę przy zlewie. Później ją umyję. Przeszłam do pomieszczenia naprzeciwko i ku mojej uciesze znalazłam salon. Czuję się tu nieco dziwnie, ale niedługo mi przejdzie. Chyba. Na kanapie siedział już białowłosy i intensywnie o czymś myślał. Zajęłam jeden z foteli po bokach, po czym również pogrążyłam się w rozmyślaniach.
Dlaczego nie zginęłaś?
Kim jestem? Kim oni są? Co to za miejsce? Co ja tu robię? Dlaczego nic nie pamiętam?
-Pytałaś, kim jesteśmy. Zaraz ci to wytłumaczę-dotarło znade mnie.
Szatyn usiadł obok Lys'a, po czym oparł się o poduszki i założył kostkę na kolano, na co ja kiwnęłam głową. Po kilku wdechach zaczął mówić.
-Ja nazywam się James Shanon, jestem twoim bratem. Em, To jest dom naszej ciotki, Agaty. Mieszka tu też jej syn, a nasz kuzyn, Lucas, em, Lucas Roberts. Raczej nie wiem, co mógłbym ci więcej powiedzieć. Przez ostatnie sześć lat, tak jakby wcale mnie dla ciebie nie było, miałem... problemy. Ale to temat na kiedy indziej, chyba że sobie wszystko przypomnisz-skinął na towarzysza, po swojej prawej, który zainteresował się rozmową, w tej samej chwili co i ja.
-Ja nazywam się Lysander Hatfield, jestem przyjacielem waszego kuzyna, Lucasa. Jeśli chciałabyś coś wiedzieć albo... zasięgnąć rady, to służę pomocą-dodał, co chwilę się zacinając.
Czyli rozumiem, że teraz czas na pytania, tak?
-A kim jestem w takim razie, ja?-rzuciłam, opierając się o podłokietnik.
Spojrzeli ni siebie zdziwieni, ale po chwili zaczęli mówić, jeden przez drugiego, z czego zrozumiałam tylko część, ale chyba tą najważniejszą.
Nazywam się Raven Shanon. Mam szesnaście lat i przeprowadziłam się do Flame Falls z Soule, by uczyć się w tutejszym liceum, bo do tamtejszego się nie dostałam, z powodu mojego ateizmu i zamiłowania do ciężkich brzmień. Jestem schizofreniczką z depresją i skłonnościami samobójczymi, a przynajmniej według psychiatry i rodziny. Przyjaźnię się z Elaine, Emily, Andrew i Kentinem, ale te dwie pierwsze nie żyją, więc bawię się w rozmowy z duchami. A teraz, po nieudanej próbie samobójczej, jak to określili, zaczynam życie na nowo z amnezją, wywołaną przez złe doświadczenia
Super, tak się zastanawiam, czy nie powinni lepiej dzwonić po egzorcystę, zamiast na pogotowie.
Jeszcze nadarzy się ku temu okazja.
-Hej, mówię coś do ciebie!-krzyczał dalej szatyn.
-Nic mi nie jest-mruknęłam tylko i podparłam się na łokciach, by mieć twarz na tym samym poziomie co oni.
-Lys, dzwoń po pogotowie. Spadłaś, nie, moment, skoczyłaś! z okna na pierwszym piętrze. To jest co najmniej pięć metrów-nadal darł się chłopak.
Powinnaś nie przeżyć.
Białowłosy natychmiast poderwał się na równe nogi, nie wiem nawet kiedy zdążył wyjąć komórkę. Odszedł na kilka metrów tak, że nie słyszałam nic co mówił.
-Co ci strzeliło?-drążył dalej.
O co mu chodzi? Przecież mi nic nie jest, na prawdę. Czuję się świetnie. Nic mnie nie boli ani nic. Zupełnie nic nie czuję. Moment, ja chyba przestałam myśleć. Kim oni tak w ogóle są? Pierwszy raz w życiu ich widzę.
-Nic, ale teraz ja mam pytanie. Coście za jedni?-spytałam patrząc w lodowo zimne oczy.
Chyba zdziwiło go to pytanie, bo mimo wszechobecnej ciemności dostrzegłam, jak jego źrenice się rozszerzają. I rozdziawił usta. Mimowolnie zachichotałam. Od razu się opanował.
-Chyba się przesłyszałem. Możesz powtórzyć?-wyjąkał.
-Kim jesteście?-powtórzyłam.
I znów zaczął się patrzeć na mnie jak na idiotkę.
Przecież nią jesteś.
-Ale ty tak na serio, czy po prostu jaja sobie ze mnie robisz?-dobijał mnie.
-Poważnie się pytam no-mruknęłam dźgając go palcem w mostek.
Trwaliśmy tak w ciszy jeszcze kilka minut, aż przyszedł białowłosy, tak zwany Lys, ale to chyba zdrobnienie.
-Zaraz będą. Co z nią?-kucnął obok mnie.
-Ona się pyta, kim my jesteśmy-odpowiedział łamiącym się głosem szatyn-twierdzi, że nas nie zna.
Teraz jego zamurowało. Czy to aż takie dziwne, że nie znam gości, których widzę pierwszy raz w życiu?! No błagam...
Jeszcze będziesz błagała o śmierć, która nie będzie chciała nadejść.
Podsunęłam bose stopy pod siebie i wolno wstałam, ignorując protesty towarzyszy. Zakręciło mi się trochę w głowie, ale to też zignorowałam. Ruszyłam w stronę drogi, niemal nie odrywając stóp od podłoża.
Gdy dotarłam do chodnika, zostałam odwrócona gwałtownym szarpnięciem.
-Co jest?-fuknęłam.
-Gdzie ty idziesz?-rzucił szatyn z wyraźnym zdziwieniem w głosie.
Ah, no fakt. Nie mam pojęcia. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Jeśli chcesz wrócić do domu, to cię oświecę. To jest twój dom. Poniekąd. Ale tu mieszkasz-dodał wskazując ręką na budynek, przed którym staliśmy.
Mieszkasz, mimo że nikt cię tu nie chce.
Okej. Niech będzie i tak. Wzruszyłam ramionami.
-Prowadź, panie przewodniku- wzdychnęłam.
Spojrzał się na mnie jak na kosmitę, ale wykonał polecenie. Poszłam za nim. Weszliśmy do korytarza, a zaraz za nami wbiegł białowłosy. Jak widać pogotowie jeszcze nie raczyło się zjawić.
Skręciłam do pierwszego pomieszczenia po prawej. Kuchnia. Bingo. Skoro tu mieszkam, to mogę się rozgościć, prawda? Zaczęłam przeglądać szafki. W trzeciej znalazłam szklanki, a w lodówce sok pomarańczowy, którym ją napełniłam, a potem duszkiem opróżniłam. Dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo spragniona wcześniej byłam.
-Widzę, że już czujesz się jak u siebie-zagadnął błękitnooki chodząc do pokoju.
-A czemu nie, skoro podobno tu mieszkam-zaśmiałam się.
Następny challenge: Gdzie jest salon? Położyłam szklankę przy zlewie. Później ją umyję. Przeszłam do pomieszczenia naprzeciwko i ku mojej uciesze znalazłam salon. Czuję się tu nieco dziwnie, ale niedługo mi przejdzie. Chyba. Na kanapie siedział już białowłosy i intensywnie o czymś myślał. Zajęłam jeden z foteli po bokach, po czym również pogrążyłam się w rozmyślaniach.
Dlaczego nie zginęłaś?
Kim jestem? Kim oni są? Co to za miejsce? Co ja tu robię? Dlaczego nic nie pamiętam?
-Pytałaś, kim jesteśmy. Zaraz ci to wytłumaczę-dotarło znade mnie.
Szatyn usiadł obok Lys'a, po czym oparł się o poduszki i założył kostkę na kolano, na co ja kiwnęłam głową. Po kilku wdechach zaczął mówić.
-Ja nazywam się James Shanon, jestem twoim bratem. Em, To jest dom naszej ciotki, Agaty. Mieszka tu też jej syn, a nasz kuzyn, Lucas, em, Lucas Roberts. Raczej nie wiem, co mógłbym ci więcej powiedzieć. Przez ostatnie sześć lat, tak jakby wcale mnie dla ciebie nie było, miałem... problemy. Ale to temat na kiedy indziej, chyba że sobie wszystko przypomnisz-skinął na towarzysza, po swojej prawej, który zainteresował się rozmową, w tej samej chwili co i ja.
-Ja nazywam się Lysander Hatfield, jestem przyjacielem waszego kuzyna, Lucasa. Jeśli chciałabyś coś wiedzieć albo... zasięgnąć rady, to służę pomocą-dodał, co chwilę się zacinając.
Czyli rozumiem, że teraz czas na pytania, tak?
-A kim jestem w takim razie, ja?-rzuciłam, opierając się o podłokietnik.
Spojrzeli ni siebie zdziwieni, ale po chwili zaczęli mówić, jeden przez drugiego, z czego zrozumiałam tylko część, ale chyba tą najważniejszą.
Nazywam się Raven Shanon. Mam szesnaście lat i przeprowadziłam się do Flame Falls z Soule, by uczyć się w tutejszym liceum, bo do tamtejszego się nie dostałam, z powodu mojego ateizmu i zamiłowania do ciężkich brzmień. Jestem schizofreniczką z depresją i skłonnościami samobójczymi, a przynajmniej według psychiatry i rodziny. Przyjaźnię się z Elaine, Emily, Andrew i Kentinem, ale te dwie pierwsze nie żyją, więc bawię się w rozmowy z duchami. A teraz, po nieudanej próbie samobójczej, jak to określili, zaczynam życie na nowo z amnezją, wywołaną przez złe doświadczenia
Super, tak się zastanawiam, czy nie powinni lepiej dzwonić po egzorcystę, zamiast na pogotowie.
Jeszcze nadarzy się ku temu okazja.
Łał. Coraz ciekawiej. Już sobie wyobrażam ich miny jak zapytała ich kim są.
OdpowiedzUsuńŚwietny. Czekam niecierpliwie na next :D
Może to i lepiej, że straciła pamięć...? Ciekawe czy ją odzyska, czy to tylko chwilowe.
OdpowiedzUsuńEhh wszystko robi się to coraz bardziej pokręcone i dziwniejsze.
Już wyobrażam sobie minę ciotki Agaty jak ją zobaczy.. Nie będzie za szczęśliwa.
Pozdrawiam, życzę mnóstwa weny i czekam na kolejny :D
Jestem ciekawa jak to wszystko dalej sie potoczy ;-;
OdpowiedzUsuńSuper blog *.* Swietne opowiadanie :) Jak tak czytalam to dopiero przy ostatnim rozdziale zdalam sobie sprawe, ze jestem przy 31 rozdziale xd Z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial (I jestem mega ciekawa czy ta amnezja to chwilowa czy juz taka powazna :o )
OdpowiedzUsuńOMFG! *o*
OdpowiedzUsuńnie spodziewałam się. o sdndasncasdnad
no nic. lecę do następnego rozdziału.
Może wtedy się wysłowię.
Pozdro^^