~~~
Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Jakby ktoś wiercił mi w niej młotem pneumatycznym. Ale to nie ból głowy, przywrócił mi przytomność. Znów znalazłam się w centrum kłótni.
-Ale..związku...jej choro...-dobiegło gdzieś z mojej prawej.
Nie docierały do mnie całe wypowiedzi, ale przynajmniej ich części.
-Widzia... akta... nie... wpływ...- usłyszałam z drugiej strony.
Nic nie rozumiem... Dobra, skup się, może dotrze do mnie coś więcej.
-...Niedożywienia... przemęcz... zjeść...
-Kupie...coś...
Trzaśnięcie drzwiami. Bardzo głośne. Nikt nie trzaska drzwiami tak głośno, poza Jamesem. Co on tu robi? Otworzyłam powoli oczy i szybko zamrugałam kilka razy. Oślepiła mnie biel pomieszczenia, w którym się znajdowałam. W zasięgu mojego wzroku znajdowały się dwie osoby, mimo że zważając na głosy które do tej pory słyszałam, powinna być tylko jedna. Bliżej mnie siedziała jakaś kobieta, w stroju wskazującym, że jest pielęgniarką. Miała na sobie białą, sztywną sukienkę na krótki rękaw z kołnierzykiem, sięgającą jej nieco za kolana oraz białe pantofle na niskim obcasie. Nieco dalej za nią, siedział chłopak w czarnej, gładko wyprasowanej koszuli z kołnierzykiem, idealnie zawiązanym szmaragdowym krawacie, czarnych spodniach i tego samego koloru wypastowanych butach. Strój nieco inny, jak dla chłopaka w liceum. Chociaż najbardziej uwagę zwracały białe włosy. Oczy wraz z częścią twarzy zasłaniał dłonią, ale i tak wydał mi się znajomy. Chwila...
Lysander?!
Nie zasługujesz.
Ból uderzył ze zdwojoną siłą. Mimowolnie cicho jęknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę tu obecnych.
-O, już się obudziłaś. To dobrze. Czy coś cię boli?-mówiła pielęgniarka.
O tak. Boli. Bardzo.
-Głowa-powiedziałam.
A przynajmniej taki miałam zamiar, bo to co wydobyło się z mojego gardła tylko częściowo przypominało mowę ludzką, ale na szczęście kobieta zrozumiała i już po chwili wręczyła mi jasnoróżową tabletkę wraz ze szklanką wody. Flegmatycznie odebrałam lek i go zażyłam. Minęło kilka minut, nim ból zelżał. Wtedy właśnie drzwi znów się otworzyły. Wpadł przez nie wysoki chłopak, ubrany w czerwoną koszulę w kratę, czarne dżinsy i niebieskie buty sportowe. Brązowe włosy z zielonymi końcówkami, częściowo zasłaniała czarna czapka beanie.
-Przyniosłem 7days'a-bąknął, wymachując opakowaniem-Cześć siostrzyczko. Łap!
Rzucił rogala w moją stronę i cudem udało mi się go złapać w ostatniej chwili, przed minięciem mnie.
-Idiota-mruknęłam rozpieczętowując prezent.
-Wisisz mi dolara-usadowił się wygodnie w nogach leżanki.
-Chyba w snach-odparowałam.
Skonsumowałam przyniesione mi jedzenie.
-O! Już nabierasz kolorów! Masz szczęście, że to ostatnia lekcja, bo musiałabyś iść na resztę lekcji. Ah, powtarzam się. Jeśli już ci lepiej, to zmykaj do domu. Twój brat zaniósł już pani dyrektor zwolnienia.
Ile ja byłam nieprzytomna?! Wychodzi na to, że około godzinę. O matko.
-Dziękujemy, to my już pójdziemy, prawda Raven?-powiedział James.
Ja mu coś kiedyś zrobię...Naprawdę.
-Taak-mruknęłam.
Wstałam, podziękowałam za... podziękowałam i opuściłam pokój w eskorcie dwóch osiemnastolatków. Jeszcze nie było dzwonka, więc miałam spokój od krzywych spojrzeń.
Pieszo dotarliśmy do mojego domu. Chłopaki zostali w kuchni, a ja udałam się do siebie. Posprzątałam, ogarnęłam zaległości, dokończyłam czytać książkę. I to wszystko w niespełna dwie godziny.
-Kupie...coś...
Trzaśnięcie drzwiami. Bardzo głośne. Nikt nie trzaska drzwiami tak głośno, poza Jamesem. Co on tu robi? Otworzyłam powoli oczy i szybko zamrugałam kilka razy. Oślepiła mnie biel pomieszczenia, w którym się znajdowałam. W zasięgu mojego wzroku znajdowały się dwie osoby, mimo że zważając na głosy które do tej pory słyszałam, powinna być tylko jedna. Bliżej mnie siedziała jakaś kobieta, w stroju wskazującym, że jest pielęgniarką. Miała na sobie białą, sztywną sukienkę na krótki rękaw z kołnierzykiem, sięgającą jej nieco za kolana oraz białe pantofle na niskim obcasie. Nieco dalej za nią, siedział chłopak w czarnej, gładko wyprasowanej koszuli z kołnierzykiem, idealnie zawiązanym szmaragdowym krawacie, czarnych spodniach i tego samego koloru wypastowanych butach. Strój nieco inny, jak dla chłopaka w liceum. Chociaż najbardziej uwagę zwracały białe włosy. Oczy wraz z częścią twarzy zasłaniał dłonią, ale i tak wydał mi się znajomy. Chwila...
Lysander?!
Nie zasługujesz.
Ból uderzył ze zdwojoną siłą. Mimowolnie cicho jęknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę tu obecnych.
-O, już się obudziłaś. To dobrze. Czy coś cię boli?-mówiła pielęgniarka.
O tak. Boli. Bardzo.
-Głowa-powiedziałam.
A przynajmniej taki miałam zamiar, bo to co wydobyło się z mojego gardła tylko częściowo przypominało mowę ludzką, ale na szczęście kobieta zrozumiała i już po chwili wręczyła mi jasnoróżową tabletkę wraz ze szklanką wody. Flegmatycznie odebrałam lek i go zażyłam. Minęło kilka minut, nim ból zelżał. Wtedy właśnie drzwi znów się otworzyły. Wpadł przez nie wysoki chłopak, ubrany w czerwoną koszulę w kratę, czarne dżinsy i niebieskie buty sportowe. Brązowe włosy z zielonymi końcówkami, częściowo zasłaniała czarna czapka beanie.
-Przyniosłem 7days'a-bąknął, wymachując opakowaniem-Cześć siostrzyczko. Łap!
Rzucił rogala w moją stronę i cudem udało mi się go złapać w ostatniej chwili, przed minięciem mnie.
-Idiota-mruknęłam rozpieczętowując prezent.
-Wisisz mi dolara-usadowił się wygodnie w nogach leżanki.
-Chyba w snach-odparowałam.
Skonsumowałam przyniesione mi jedzenie.
-O! Już nabierasz kolorów! Masz szczęście, że to ostatnia lekcja, bo musiałabyś iść na resztę lekcji. Ah, powtarzam się. Jeśli już ci lepiej, to zmykaj do domu. Twój brat zaniósł już pani dyrektor zwolnienia.
Ile ja byłam nieprzytomna?! Wychodzi na to, że około godzinę. O matko.
-Dziękujemy, to my już pójdziemy, prawda Raven?-powiedział James.
Ja mu coś kiedyś zrobię...Naprawdę.
-Taak-mruknęłam.
Wstałam, podziękowałam za... podziękowałam i opuściłam pokój w eskorcie dwóch osiemnastolatków. Jeszcze nie było dzwonka, więc miałam spokój od krzywych spojrzeń.
Pieszo dotarliśmy do mojego domu. Chłopaki zostali w kuchni, a ja udałam się do siebie. Posprzątałam, ogarnęłam zaległości, dokończyłam czytać książkę. I to wszystko w niespełna dwie godziny.
W sumie prawie nic dzisiaj nie jadłam. Opuściłam swój pokój i schodząc po schodach usłyszałam rozmowę, więc uważniej stawiałam kroki, by być ciszej wszystko słyszeć.
-Tak, okej. Dobra, przekażę jej. Cześć- powiedział James, którego oddzielała ode mnie ściana, nie czekając na żadną odpowiedź.
Pewnie rozmawiał przez telefon. Przez chwilę panowała cisza, więc się zatrzymałam.
-Można wiedzieć...-zaczął Lysander, ale mój brat mu przerwał.
-To była moja matka. Mam przekazać Raven, że jej... przyjaciółka... Emily nie żyje.
~~~
Lyyysiu! *o* wiem, że nie odgrywał tu jakiejś istotnej roli, ale ja już tak mam. Lyyś! ^^
OdpowiedzUsuńJames taki opiekuńczy :D
Rozdział ciekawy :) czekam na ciąg dalszy i reakcję Raven na śmierć Emily [*]
Weny </3
Ohh......
OdpowiedzUsuńEjj, ej, ej... Co za choroba? O co chodzi? Dlaczego ty zawsze musisz zostawiać w niepewności? A ty weź się męcz, domyślaj i czekaj na kolejny rozdział... Szczerze w pierwszej chwili pomyślałam, że jest w szpitalu o.O
Czyżby James naprawdę się zmienił i zaczął troszczyć o siostrę?
Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział, bo już nie mogę się doczekać tego o co chodzi..
Czekam niecierpliwie i serdecznie pozdrawiam :D
Świetny rozdział. No i James tak się troszczy. Cudo.
OdpowiedzUsuńCzekam na reakcje Raven na te smutne wieści.
Czekam niecierpliwie na next :D
Chciałam Cię poinformować, ze zostałaś nominowana do LBA więcej informacji tu http://slodkiflirtmarzenie.blogspot.com/2015/07/lba.html
OdpowiedzUsuńCoś ten James za bardzo troszczy się o Raven, podejrzane. Ale znowu straciła przytomnosć kurcze..I jak to Emily nie żyje?! Ide czytać dalej świetny rozdział jak zawsze :D
OdpowiedzUsuń