niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 21"Chora komedia"

~~~
Zamknęłam drzwi swojego pokoju z głośnym trzaskiem, który poruszył co lżejsze rzeczy w moim pokoju. Zdjęłam buty z nóg i rzuciłam je w róg pokoju, po czym wskoczyłam na łóżko, wprawiając miękką kołdrę w falowanie. Nie wiem, co on robił w tym środku, mam to gdzieś. Nie wiem, o czym tam myślał, to też mam gdzieś. Ale nie pozwolę mu znów wtargnąć do mojego życia i znów je zniszczyć.Co to to nie. Naciągnęłam poduszkę na głowę. Wyszukałam ręką na szafce nocnej radio i włączyłam je na dowolnej stacji. Podrygiwałam nogą w rytm muzyki, próbując ułożyć sobie w głowie dzisiejszy dzień.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Mruknęłam tylko niewyraźne 'proszę' i kontynuowałam ignorowanie otaczającego mnie świata. Ruch na materacu zaledwie o sekundę poprzedziło głośne trzaśnięcie.
-Co chciałeś?-fuknęłam do Lucasa.
Nie odpowiedział od razu. Pewnie zastanawiał się, jak go poznałam. Zwyczajnie. Tylko on tak głośno trzaska drzwiami.
-Gadałem z Jamesem...
O nie. To jest jakaś chora komedia. Cały dzień na zmianę mnie napastują, a gdy pozbędę się jednego, ten drugi zaczyna o tym pierwszym. Z mojego gardła wydobył się dziwny dźwięk. Coś pomiędzy warknięciem, a charczeniem.
Aww, co za zwierzę. Gryziesz?
-No nie bulwersuj się. Przyszedłem tylko na moment. Kumple do mnie wpadli. Wracając. Zawsze mieliście dość... napięte stosunki-wyrzucał z siebie bez opamiętania.
Napięte?! Czy Luke sobie w kulki leci?! Życie z nim to było jedno wielkie piekło! Do pewnego momentu chciałam Jamesowi pomóc, ale on wolał mieć wszystkich gdzieś. Wolał siedzieć w tych swoich slumsach i ćpać. Oczywiście najpierw tylko dealował, ale w końcu chciał spróbować i od tamtej pory wciągał, wstrzykiwał sobie wszystko co tylko wpadło mu w ręce, a ten popielatowłosy debil jeszcze pomagał mu zdobywać towar. Rodzice wręcz umierali z niepokoju, a James miał raptem trzynaście lat gdy to zaczął. Jak to w rodzeństwie już wcześniej darliśmy ze sobą koty, ale prawdziwy koszmar zaczął się tamtego dnia gdy wrócił do domu z wszystkimi kieszeniami wypchanymi prochami, a ja głupie dziecko go jeszcze wtedy kryłam, walczyłam o utrzymanie go przy życiu codziennie i prawiłam mu morały za każdym razem, gdy zobaczyłam go z Lawrencem czy innym ćpunem. A gdy tydzień po śmierci Elaine, znalazłam go nieprzytomnego w parku, z trzema strzykawkami w dłoni, miarka się przebrała. Bez żadnych oporów, skazałam go na miesięczny pobyt w ośrodku leczenia uzależnień. Później za dealowanie trafił do poprawczaka, kara była tym lżejsza, bo dostał jakieś zaświadczenie lekarskie o niepoczytalności, czy coś takiego. Ale co ma piernik do wiatraka?! A w tym czasie, jego kumple to była istna porażka. Miałam z nimi do czynienia, dopóki wszyscy się na tyle nie narazili, że albo ich przenieśli do innej szkoły w innym mieście, albo wysłali do ośrodka wychowawczego. Jeden z nich był na tyle nie do opanowania, że dostał wyrok, za między innymi: nękanie, znęcanie się, zniewagę funkcjonariuszy policji oraz kilka ciężkich pobić... Właśnie na niego wpadłam dzisiaj rano. Najgorszy z najgorszych... Dakota.
-Jeśli sądzisz, że przekonasz mnie do próby wybaczenia mu, to się grubo mylisz-fuknęłam podnosząc się, by po sekundzie opaść znowu.
-Nie, nie, nie. Pogadaj z nim chociaż. Spróbuj go wysłuchać.
-A co ty nagle zrobiłeś się taki obrońca pokrzywdzonych? Może mam ci przypomnieć, ale sam wybrał taką drogę i to głównie mnie się za ten wybór oberwało!-wrzasnęłam tak głośno, że pewnie było mnie słychać nawet w kuchni.
Nie powiedział już nic, ale też się nie ruszył.
-Jeśli już skończyłeś, to proszę cię, o opuszczenie mojego pokoju.
Przez kilka chwil nie reagował, ale w końcu wykonał polecenie. Jak na zawołanie, zaraz po trzaśnięciu drzwiami zabrzmiał dzwonek mojej komórki. Odebrałam. Ciekawe jaki kit będzie chciał mi wcisnąć.
-Raven? Proszę, porozmawiajmy. Albo chociaż mnie wysłuchaj. Przysięgam zmieniłem się, zal...-w tym momencie przerwałam mu.
-James-mówiłam delikatnie, choć wewnątrz mnie się gotowało i czułam, że za minutę wybuchnę-nie mam bladego pojęcia, jakimi bajkami chciałeś mnie uraczyć i w tym momencie ja ci przysięgam, że moja cierpliwość też ma granice.
-Zmieniłem się!
-Ku*wa! James! Ludzie nie zmieniają się tak bardzo w tak krótkim czasie! A szczerze wątpię, by w ciągu ostatnich dwóch lat porwali cię kosmici i zrobili ci pranie mózgu!-wykrzyczałam do trzymanego tuż przed sobą urządzenia, po czym z całej siły rzuciłam nim o najodleglejszą ścianę.
Weź się opanuj! Ty jesteś jakaś nienormalna!
Trudno! Nie twój interes jaka jestem! Jak coś ci nie pasuje, to wypad z mojej głowy!
No chyba nie. Jednak lubię podnosić ci ciśnienie.
Ignorując irytujący głos, szybko przebrałam się w piżamę i nie dbając o higienę poszłam spać
~~~
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale nie miałam przez kilka ostatnich dni dostępu do internetu, więc nie mogłam wstawić >.< Ale przysięgam, że jutro wieczorem kolejny rozdział, bo w tym czasie spisywałam wszystko co tylko wymyśliłam w tym chorym łebku.

2 komentarze:

  1. Ekstra rozdział. Coś grubego się kroi. Czuję to.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Raven dostaje ode mnie +10 do zajebistości. Gratuluję zdolności myślenia. Precz z Jamesem, jak wkurwia xd a tak na poważnie to zgaduję, że im częsciej będzie go wyrzucać ze swojego życia tym częściej on będzie się pojawiać, mhm?
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń