♥♥Lucas♥♥
Czego ta zapatrzona w siebie landryna znowu ode mnie chce? Przecież ja nic na razie jej nie zrobiłem. Jeszcze nawet nie zdążyłem ogolić tego jej durnego psa na łyso, tak jak rok temu. Ugh. Mijałem innych na korytarzu co chwile rzucając komuś epitety, gdy ten zagrodził mi drogę, nie zwracałem uwagi na płeć przeszkody. Chce mieć to spotkanie w końcu za sobą. Tak tej baby nienawidzę, że to aż trudno sobie wyobrazić. Nie dość, że wczoraj widziałem jak wychodzi od fryzjera w RÓŻOWYCH włosach, to dzisiaj rano wydawało mi się, że ma różowe oczy. Ona jest konkretnie walnięta. A na dodatek kompletnie nie ma gustu. Nie dziwię się, że jest starą panną, chociaż zamiast czterdziestu kotów ma jednego psa, który jej ciągle ucieka. W sumie współczuje temu szczurowi.
Pchnąłem różowe drzwi do gabinetu dyrektorki. Jak zwykle śmierdziało babcinymi perfumami. O kuźwa, to będzie ciężka rozmowa, o ile dopuści mnie w ogóle do głosu. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i założyłem stopę na kolano, pokazując, że jej władza w tej szkole, istnieje tylko w teorii. Dopóki ja tu jestem, ja tu rządzę. Proste. Poprawiłem ramoneskę i przeczesałem ręką włosy, który natychmiast się idealnie nastroszyły.
-Też się cieszę na twój widok Lucasie-rzuciła sarkastycznie.
-Tak wiem, że pani za mną tęskniła przez wakacje-odparowałem szybko, co jak zwykle wytrąciło ją lekko z równowagi.
-Okej... Z tobą nie będę się cackać tak jak z twoją kuzynką. Dla niej byłam miła, ty nie będziesz miał takiego przywileju, więc będziesz siedział cicho i mi nie przerywał. Jasne?-wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego plując przy tym jadem na wszystkie strony.
-Podobno pani tu dyryguje, więc...-powiedziałem, po czym podniosłem ręce do góry w geście poddania się, co wywołało na jej twarzy iście prześmieszny grymas.
-Oj, Roberts, grabisz sobie-rzuciła kręcąc głową z dezaprobatą, po czym podniosła jedną z kartek i zaczęła swój wywód, którego w sumie nie słuchałem.
-To teraz powtórz o czym mówiłam-usłyszałem tuż przy uchu.
Natychmiast się poderwałem odskakując od źródła piskliwego głosu. Ja pie..ole. Mało na zawał nie zszedłem, a ta landryna jeszcze się szczerzy.
-Coś czuję, że jeszcze tu sobie posiedzisz-dodała uśmiechając się jeszcze szerzej.
Dłonie mimowolnie zacisnęły mi się w pięści. Jak tylko opuszczę to różowe piekło, idę zajarać i przy okazji coś roztrzaskać.
-Przestań w końcu zasypiać na naszych pogawędkach, bo inaczej będę je urządzała częściej niż raz na miesiąc. Więc teraz słuchaj uważnie i jak tylko zobaczę, że przysypiasz, wyleję na ciebie wodę z tej konewki. Rozumiemy się? To dobrze, będę mówiła krótko i na temat. Pierwsza sprawa. Masz mieć co najmniej sześćdziesiąt procent frekwencji, jeśli na koniec semestru będzie ona wynosiła chociaż o jeden punkt mniej, wzywam twoją matkę, wtedy to ona sobie z tobą porozmawia. Po drugie, nawet już polubiłam Raven. Nie zniszcz jej. Po trzecie i być może ostatnie. James... chciałabym poznać jego przeszłość, a on nie chciał nic powiedzieć, więc stwierdziłam, że przepytam jego najbliższych. Co wiesz na ten temat?-taa, pytania jak zwykle na koniec.
-Pff, jeśli pani myśli, że dowie się czegokolwiek na jego temat ode mnie, może pani tylko marzyć. Nie zamierzam mieć z nim nic wspólnego. Ani teraz, ani nigdy-prychnąłem nachylając się w jej stronę.
Wstałem szurając krzesłem po jak zwykle nierówno wypolerowanej podłodze i udałem się w stronę wyjścia. Po otworzeniu drzwi odwróciłem się w stronę czerwonej ze złości dyrektorki, po czym zasalutowałem dwoma palcami i śmiejąc się opuściłem pomieszczenie. Zanim się odpowiednio oddaliłem, usłyszałem jeszcze ciche 'żadnych bójek na terenie szkoły'.
Niemal wybiegłem z budynku, po czym usiadłem na mojej ławce. Wyjąłem fajkę i zaciągnąłem się. Dym przyjemnie wypełniał moje płuca. Drążył tunele próbując przedostać się do krwiobiegu. Wyskrobywał resztki zdrowych tkanek by zastąpić je nowymi, bardziej zniszczonymi.
-No wiesz, nawet mnie nie zaprosiłeś? Jak tak mogłeś?-nie usłyszałem kroków, ale za to doskonale usłyszałem głos Jamesa. Ku.wa, dlaczego on zawsze pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Nie dość mu dzisiaj rano nawrzucałem? Najwyraźniej muszę to powtórzyć.
-Czego chcesz?-warknąłem.
-Pogadać-odparł z uśmiechem.
Jeśli ktoś mu czegoś nie zrobi, na pewno zrobię coś ja. Gwarantuję to sobie.
-Już dzisiaj wyczerpałeś swój limit rozmowy ze mną. A teraz spie**alaj.
Boże, jak on mnie wk**wia.
-Ej, gadaliśmy tylko, czy nie chciałbyś wrócić do biznesu. Teraz mam inną sprawę-fuknął.
-Nie takim tonem, jeśli już-mruknąłem-A teraz się streszczaj, naprawdę nie mam ochoty na żadne rozmowy. Zwłaszcza z tobą.
-To, że jesteś starszy ode mnie o miesiąc, nie znaczy, że możesz mną pomiatać-warknął.
-To ty chcesz gadać, nie ja. Więc się dostosuj. No, szybciej.
Pchnąłem różowe drzwi do gabinetu dyrektorki. Jak zwykle śmierdziało babcinymi perfumami. O kuźwa, to będzie ciężka rozmowa, o ile dopuści mnie w ogóle do głosu. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i założyłem stopę na kolano, pokazując, że jej władza w tej szkole, istnieje tylko w teorii. Dopóki ja tu jestem, ja tu rządzę. Proste. Poprawiłem ramoneskę i przeczesałem ręką włosy, który natychmiast się idealnie nastroszyły.
-Też się cieszę na twój widok Lucasie-rzuciła sarkastycznie.
-Tak wiem, że pani za mną tęskniła przez wakacje-odparowałem szybko, co jak zwykle wytrąciło ją lekko z równowagi.
-Okej... Z tobą nie będę się cackać tak jak z twoją kuzynką. Dla niej byłam miła, ty nie będziesz miał takiego przywileju, więc będziesz siedział cicho i mi nie przerywał. Jasne?-wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego plując przy tym jadem na wszystkie strony.
-Podobno pani tu dyryguje, więc...-powiedziałem, po czym podniosłem ręce do góry w geście poddania się, co wywołało na jej twarzy iście prześmieszny grymas.
-Oj, Roberts, grabisz sobie-rzuciła kręcąc głową z dezaprobatą, po czym podniosła jedną z kartek i zaczęła swój wywód, którego w sumie nie słuchałem.
-To teraz powtórz o czym mówiłam-usłyszałem tuż przy uchu.
Natychmiast się poderwałem odskakując od źródła piskliwego głosu. Ja pie..ole. Mało na zawał nie zszedłem, a ta landryna jeszcze się szczerzy.
-Coś czuję, że jeszcze tu sobie posiedzisz-dodała uśmiechając się jeszcze szerzej.
Dłonie mimowolnie zacisnęły mi się w pięści. Jak tylko opuszczę to różowe piekło, idę zajarać i przy okazji coś roztrzaskać.
-Przestań w końcu zasypiać na naszych pogawędkach, bo inaczej będę je urządzała częściej niż raz na miesiąc. Więc teraz słuchaj uważnie i jak tylko zobaczę, że przysypiasz, wyleję na ciebie wodę z tej konewki. Rozumiemy się? To dobrze, będę mówiła krótko i na temat. Pierwsza sprawa. Masz mieć co najmniej sześćdziesiąt procent frekwencji, jeśli na koniec semestru będzie ona wynosiła chociaż o jeden punkt mniej, wzywam twoją matkę, wtedy to ona sobie z tobą porozmawia. Po drugie, nawet już polubiłam Raven. Nie zniszcz jej. Po trzecie i być może ostatnie. James... chciałabym poznać jego przeszłość, a on nie chciał nic powiedzieć, więc stwierdziłam, że przepytam jego najbliższych. Co wiesz na ten temat?-taa, pytania jak zwykle na koniec.
-Pff, jeśli pani myśli, że dowie się czegokolwiek na jego temat ode mnie, może pani tylko marzyć. Nie zamierzam mieć z nim nic wspólnego. Ani teraz, ani nigdy-prychnąłem nachylając się w jej stronę.
Wstałem szurając krzesłem po jak zwykle nierówno wypolerowanej podłodze i udałem się w stronę wyjścia. Po otworzeniu drzwi odwróciłem się w stronę czerwonej ze złości dyrektorki, po czym zasalutowałem dwoma palcami i śmiejąc się opuściłem pomieszczenie. Zanim się odpowiednio oddaliłem, usłyszałem jeszcze ciche 'żadnych bójek na terenie szkoły'.
Niemal wybiegłem z budynku, po czym usiadłem na mojej ławce. Wyjąłem fajkę i zaciągnąłem się. Dym przyjemnie wypełniał moje płuca. Drążył tunele próbując przedostać się do krwiobiegu. Wyskrobywał resztki zdrowych tkanek by zastąpić je nowymi, bardziej zniszczonymi.
-No wiesz, nawet mnie nie zaprosiłeś? Jak tak mogłeś?-nie usłyszałem kroków, ale za to doskonale usłyszałem głos Jamesa. Ku.wa, dlaczego on zawsze pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Nie dość mu dzisiaj rano nawrzucałem? Najwyraźniej muszę to powtórzyć.
-Czego chcesz?-warknąłem.
-Pogadać-odparł z uśmiechem.
Jeśli ktoś mu czegoś nie zrobi, na pewno zrobię coś ja. Gwarantuję to sobie.
-Już dzisiaj wyczerpałeś swój limit rozmowy ze mną. A teraz spie**alaj.
Boże, jak on mnie wk**wia.
-Ej, gadaliśmy tylko, czy nie chciałbyś wrócić do biznesu. Teraz mam inną sprawę-fuknął.
-Nie takim tonem, jeśli już-mruknąłem-A teraz się streszczaj, naprawdę nie mam ochoty na żadne rozmowy. Zwłaszcza z tobą.
-To, że jesteś starszy ode mnie o miesiąc, nie znaczy, że możesz mną pomiatać-warknął.
-To ty chcesz gadać, nie ja. Więc się dostosuj. No, szybciej.
♥♥
Znalazłam wam nowego ulubieńca euh euh, James. Więc wstawiam perspektywę tego odrzuconego, żeby nie czuł się taki samotny xD Poprawiałam oceny, więc wcześniej nic nie mogłam napisać, ale teraz już będą tylko lajty, więc mam nadzieję, że będą chociaż 2-3 rozdziały w tygodniu :)
Hahaha ta dyra mnie naprawdę rozwala... Trochę przypomina mi moją, ale ta moja jest jeszcze większą żmiją... Wracając do rozdziału. Co ją interesuje przeszłość Jamesa? Nie może gdzieś indziej poszukać, tylko wypytywać tych najmniej zainteresowanych? ughmtbtwmhg... Nie lubię jej -,-
OdpowiedzUsuńTaa nowy ulubieniec... Jakoś nie bardzo mi się on podoba... Może to przez podejście innych bohaterów do niego? Nie wiem...
Czekam zniecierpliwiona na kolejny!
Czekanie się opłaciło. Rozdział supcio. Jak ty to robisz, że człowiek tak się wciąga?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :D
rozdział świetny, nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńJa też mam urwanie głowy z zakończeniem roku, dlatego zaglądam dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńJames jest baardzo ciekawą postacią, ale mnie mimo wszystko ciągle ciągnie do Lucasa... wie ktoś dlaczego?
Zmiana perspektywy :-D coś co uwielbiam xd
Dyrektorka...brr!
No i ten James...
Lecę do następnego rozdziału!