~~~
Biegłam, ale miałam wrażenie, że wciąż stoję w miejscu. U szczytu schodów najwyższego piętra na pokonaniu których tak mi zależało. Byłam w siedmiopiętrowym bloku, jedynym bloku w mieście. Ze ścian spadał tynk razem z ciemnozieloną farbą, a betonowe podłogi kruszyły się od częstego stukotu szpilek i szurania torbami z alkoholem. Mieszkali tu ludzie mający różne... problemy, tacy jak narkomani, dealerzy, złodzieje i nastolatkowie, którzy uciekli z domu bądź zostali z niego wyrzuceni. Tutaj to normalne. Wręcz na porządku dziennym. Były tu też dziewczyny puszczające się po kątach oraz chłopacy upijający się do nieprzytomności "bo melanż". Choć jak dla mnie to całe to miasto wygląda jak jedno wielkie, pochrzanione wariatkowo. Na tym tle moje czerwone pasemka i kolczyk w prawej brwi to pikuś.
Nie zdążysz jej pomóc, już za późno. Nie dasz rady nic zrobić.
Zamknij się! Pokonywałam po kilka, bądź kilkanaście schodków na raz, co i rusz upadając i zdzierając sobie kolana. Mówiła, że to tylko raz. Że nigdy więcej nie weźmie tego szajsu do ręki. Cholera jasna, wiele różnych rzeczy mówiła. I jeszcze zachęciła do tego jego. To jest jakiś koszmar. Niech ktoś mnie uszczypnie, chce się z tego w końcu wybudzić.
Byłam już niemal na parterze, widziałam już nawet drzwi mieszkania kumpla Jamesa, białowłosego dealera Laurence'a. Znów potknęłam się o własne nogi i przewróciłam. Zdarłam sobie skórę na dłoniach, ale to nic. Muszę jak najszybciej znaleźć Elaine i Andrew. Gdyby ona nigdy nie poznała mojego brata i kuzyna, to by się nie stało, nie gnałabym na skręcenie karku, by ochronić ją przed zaćpaniem się.
Nacisnęłam na szarą stalową klamkę, ale nie ustąpiła. Cholera jasna, oczywiście.
-Otwieraj drzwi! W tej k*wa chwili otwieraj te drzwi zanim wypieprzę je z zawiasów!-darłam się w waląc pięściami w ścianę ze sklejki odgradzającą mnie od przyjaciół.
Nikt jak zwykle nie zwrócił uwagi na moje krzyki. To też jest tu na porządku dziennym. Przysięgam, jeśli on w ciągu najbliższych dziesięciu sekund nie otworzy, to nie będę oszczędzać butów, dopóki nie wejdę.
Dziesięć...
Dziewięć...
Usłyszałam ciche kroki.
Osiem...
Siedem...
Przekręcił klucz w zamku, a ja szarpnęłam za klamkę, niestety nadal bez skutku.
Pięć...
Cztery...
Uchylił delikatnie drzwi i wyjrzał przez szczelinę między nimi a framugą.
Trzy...
Dwa...
-A, to ty. Czego tu?-mruknął z paskudnym uśmiechem na ryju.
-Dobrze wiesz czego, więc mnie nie wk***aj tylko wpuść-odwarknęłam.
-Oj, chyba jednak nie wiem o co ci chodzi-nadal się szczerzył.
Jeden...
Zero...
Moja cierpliwość dobiegła końca. Odsunęłam się do tyłu na krok i kopnęłam w drzwi metalową częścią glana. Tylko małe pękniecie. Kopnęłam jeszcze raz. Tym razem całą podeszwą i włożyłam w to całą siłę, jaka mi została. Laurence odleciał na jakiś metr, razem z drzwiami i kawałkiem framugi, w którym były zamocowane. Przebiegając po nim usłyszałam chrupnięcie, świadczące zapewne o tym, że coś mu złamałam. Trudno, mógł mnie nie irytować. Wpadłam do najbliższego pokoju i natychmiast zobaczyłam nieprzytomną Elaine i zamroczonego Andrew w niemal równie fatalnym stanie. Po karetkę zadzwoniłam wybiegając z pokoju Jamesa, więc teraz nie musiałam tym zawracać sobie głowy, mogłam ich pilnować. Usiadłam obok przyjaciółki i przyłożyłam dwa palce w odpowiednie miejsce na szyi, tak jak mnie uczono na kursie w ferie. Wyczułam tylko bardzo słaby puls.
-Raven? Co ty tu robisz?-bełkotał Andrew.
-Czy was do reszty pogięło? Kuźwa no, tyle razy mówiłam. Ostrzegałam was przed nimi... przed tym-Wrzeszczałam powstrzymując łzy napływające mi do oczu.
Usłyszałam wycie syreny policyjnej, a po sekundzie również kilku karetek pogotowia.
-To tylko... jeden. Jeden raz-tłumaczył chłopak, ale już się wyłączyłam.
Schowałam twarz w blond włosach Elaine. Na korytarzu ktoś krzyczał. Wszystkie głosy zlewały mi się w jedno, a było ich naprawdę dużo. Ktoś złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Przez łzy zauważyłam fioletowo-czarne włosy Isaaca, jedynego normalnego kumpla mojego porąbanego brata. Wyniósł mnie z bloku. Nie rwałam się do powrotu, mimo że zostali tam moi przyjaciele. Zatrzymał się przy ławce, kilka metrów od budynku, i mnie na niej odstawił, po czym usiadł obok. Podwinęłam kolana pod brodę i owinęłam je ramionami.
Nie zdążyłaś, to już koniec. Znów zawiodłaś. Jak zwykle jesteś do niczego.
Zamknij się w końcu! Daj mi już święty spokój. Kuźwa, niby taka świętobliwa mieścina, ale ta ulica to istna porażka.
-Hm, Raven... Czy to byli...-zaczął Isaac wolno, najwyraźniej starając się jak najdelikatniej dobrać słowa.
-Moi przyjaciele? Tylko ta dwójka przy której siedziałam, ten leżący pod drzwiami nie zalicza się nawet do pierwszego tysiąca osób które znam i chociaż lubię albo w jakikolwiek sposób szanuję-powiedziałam tak spokojnie jak tylko byłam w stanie.
Spojrzałam w stronę karetek i zobaczyłam kilku ratowników wiozących na noszach Andrew, był aż nazbyt przytomny. Słał wiązanki jedna po drugiej. Dopóki nie wstrzyknęli mu czegoś w szyję. Po chwili wyprowadzono drugie nosze, ale ciało było przykryte od głowy, aż po palce jakąś dziwną płachtą. Widziałam już taką kiedyś. Pamiętam, jak kiedyś był pożar i pod takim przykryciem wywożono trupy... Nie, to niemożliwe. To jest niemożliwe. Zerwałam się na równe nogi i już chciałam biec, ale Isaac złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Darłam się, żeby mnie puścił, żeby mnie zostawił. Ale on trzymał mnie w żelaznym uścisku, aż się poddałam. Płakałam, a łzy spływały mi po policzkach jak wodospady. Nie mogłam się opanować. Nie chciałam się opanować. Brunet przytulił mnie do siebie, a ja wcisnęłam twarz w jego czarną koszulkę Avenged Sevenfold.
Nie zdążysz jej pomóc, już za późno. Nie dasz rady nic zrobić.
Zamknij się! Pokonywałam po kilka, bądź kilkanaście schodków na raz, co i rusz upadając i zdzierając sobie kolana. Mówiła, że to tylko raz. Że nigdy więcej nie weźmie tego szajsu do ręki. Cholera jasna, wiele różnych rzeczy mówiła. I jeszcze zachęciła do tego jego. To jest jakiś koszmar. Niech ktoś mnie uszczypnie, chce się z tego w końcu wybudzić.
Byłam już niemal na parterze, widziałam już nawet drzwi mieszkania kumpla Jamesa, białowłosego dealera Laurence'a. Znów potknęłam się o własne nogi i przewróciłam. Zdarłam sobie skórę na dłoniach, ale to nic. Muszę jak najszybciej znaleźć Elaine i Andrew. Gdyby ona nigdy nie poznała mojego brata i kuzyna, to by się nie stało, nie gnałabym na skręcenie karku, by ochronić ją przed zaćpaniem się.
Nacisnęłam na szarą stalową klamkę, ale nie ustąpiła. Cholera jasna, oczywiście.
-Otwieraj drzwi! W tej k*wa chwili otwieraj te drzwi zanim wypieprzę je z zawiasów!-darłam się w waląc pięściami w ścianę ze sklejki odgradzającą mnie od przyjaciół.
Nikt jak zwykle nie zwrócił uwagi na moje krzyki. To też jest tu na porządku dziennym. Przysięgam, jeśli on w ciągu najbliższych dziesięciu sekund nie otworzy, to nie będę oszczędzać butów, dopóki nie wejdę.
Dziesięć...
Dziewięć...
Usłyszałam ciche kroki.
Osiem...
Siedem...
Przekręcił klucz w zamku, a ja szarpnęłam za klamkę, niestety nadal bez skutku.
Pięć...
Cztery...
Uchylił delikatnie drzwi i wyjrzał przez szczelinę między nimi a framugą.
Trzy...
Dwa...
-A, to ty. Czego tu?-mruknął z paskudnym uśmiechem na ryju.
-Dobrze wiesz czego, więc mnie nie wk***aj tylko wpuść-odwarknęłam.
-Oj, chyba jednak nie wiem o co ci chodzi-nadal się szczerzył.
Jeden...
Zero...
Moja cierpliwość dobiegła końca. Odsunęłam się do tyłu na krok i kopnęłam w drzwi metalową częścią glana. Tylko małe pękniecie. Kopnęłam jeszcze raz. Tym razem całą podeszwą i włożyłam w to całą siłę, jaka mi została. Laurence odleciał na jakiś metr, razem z drzwiami i kawałkiem framugi, w którym były zamocowane. Przebiegając po nim usłyszałam chrupnięcie, świadczące zapewne o tym, że coś mu złamałam. Trudno, mógł mnie nie irytować. Wpadłam do najbliższego pokoju i natychmiast zobaczyłam nieprzytomną Elaine i zamroczonego Andrew w niemal równie fatalnym stanie. Po karetkę zadzwoniłam wybiegając z pokoju Jamesa, więc teraz nie musiałam tym zawracać sobie głowy, mogłam ich pilnować. Usiadłam obok przyjaciółki i przyłożyłam dwa palce w odpowiednie miejsce na szyi, tak jak mnie uczono na kursie w ferie. Wyczułam tylko bardzo słaby puls.
-Raven? Co ty tu robisz?-bełkotał Andrew.
-Czy was do reszty pogięło? Kuźwa no, tyle razy mówiłam. Ostrzegałam was przed nimi... przed tym-Wrzeszczałam powstrzymując łzy napływające mi do oczu.
Usłyszałam wycie syreny policyjnej, a po sekundzie również kilku karetek pogotowia.
-To tylko... jeden. Jeden raz-tłumaczył chłopak, ale już się wyłączyłam.
Schowałam twarz w blond włosach Elaine. Na korytarzu ktoś krzyczał. Wszystkie głosy zlewały mi się w jedno, a było ich naprawdę dużo. Ktoś złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Przez łzy zauważyłam fioletowo-czarne włosy Isaaca, jedynego normalnego kumpla mojego porąbanego brata. Wyniósł mnie z bloku. Nie rwałam się do powrotu, mimo że zostali tam moi przyjaciele. Zatrzymał się przy ławce, kilka metrów od budynku, i mnie na niej odstawił, po czym usiadł obok. Podwinęłam kolana pod brodę i owinęłam je ramionami.
Nie zdążyłaś, to już koniec. Znów zawiodłaś. Jak zwykle jesteś do niczego.
Zamknij się w końcu! Daj mi już święty spokój. Kuźwa, niby taka świętobliwa mieścina, ale ta ulica to istna porażka.
-Hm, Raven... Czy to byli...-zaczął Isaac wolno, najwyraźniej starając się jak najdelikatniej dobrać słowa.
-Moi przyjaciele? Tylko ta dwójka przy której siedziałam, ten leżący pod drzwiami nie zalicza się nawet do pierwszego tysiąca osób które znam i chociaż lubię albo w jakikolwiek sposób szanuję-powiedziałam tak spokojnie jak tylko byłam w stanie.
Spojrzałam w stronę karetek i zobaczyłam kilku ratowników wiozących na noszach Andrew, był aż nazbyt przytomny. Słał wiązanki jedna po drugiej. Dopóki nie wstrzyknęli mu czegoś w szyję. Po chwili wyprowadzono drugie nosze, ale ciało było przykryte od głowy, aż po palce jakąś dziwną płachtą. Widziałam już taką kiedyś. Pamiętam, jak kiedyś był pożar i pod takim przykryciem wywożono trupy... Nie, to niemożliwe. To jest niemożliwe. Zerwałam się na równe nogi i już chciałam biec, ale Isaac złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie. Darłam się, żeby mnie puścił, żeby mnie zostawił. Ale on trzymał mnie w żelaznym uścisku, aż się poddałam. Płakałam, a łzy spływały mi po policzkach jak wodospady. Nie mogłam się opanować. Nie chciałam się opanować. Brunet przytulił mnie do siebie, a ja wcisnęłam twarz w jego czarną koszulkę Avenged Sevenfold.
~
Zerwałam się do pionu i gorączkowo zaczęłam rozglądać po pokoju w którym się znajdowałam. Podłoga była ciemnobrązowa, a ściany czarne z gdzieniegdzie rozwieszonymi plakatami różnych zespołów bądź seriali. Ja sama leżałam na łóżku z czarną, stalową ramą w iście gotyckim stylu otulona czerwonoczarną pościelą. Po mojej prawe stał regał z ciemnego drewna, wypełniony książkami oraz komoda, zaś po lewej biurko i szafa z tego samego materiału. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że jestem w swojej sypialni, nadal w płaszczu białowłosej, a po policzkach ciekną mi łzy Ale jakim cudem ja się tu dostałam?
Do pokoju wpadła zdyszana Rozalia, a za nią niemal równie zmęczony Lysander. Natychmiast przetarłam twarz kołdrą.
-Co jest? Czemu krzyczałaś?-wyrzuciła z siebie białowłosa.
Do pokoju wpadła zdyszana Rozalia, a za nią niemal równie zmęczony Lysander. Natychmiast przetarłam twarz kołdrą.
-Co jest? Czemu krzyczałaś?-wyrzuciła z siebie białowłosa.
-Co? Ale ja nie krzyczałam-przesunęłam się bliżej ściany.
-Pewnie zły sen, zgadza się?-powiedział chłopak.
Kiwnęłam głową.
-Ale skąd...jak... dlaczego...co ja tu robię?-dukałam.
-Podobno mieszkasz-prychnęła Rozalia i wraz z białowłosym weszła do pokoju, a po chwili usiedli po obu stronach mojego łóżka.
-Roza, spokojnie-zareagował Lysander, po czym odwrócił się do mnie-Zasnęłaś w trakcie jazdy. Nie chcieliśmy cię budzić ani szperać w twojej torebce, więc Roza przeszukała najbliższą okolicę drzwi, by znaleźć klucz i się udało. Nie było trudno go znaleźć. Potem zaniosłem cię do twojej sypialni i zeszliśmy do kuchni, czekać aż się obudzisz. Śpisz niecałą godzinę. Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze, co pominąłem?
Przez chwilę przetwarzałam informacje, aż w końcu do mnie dotarły. Pokręciłam głową. Zdjęłam płaszcz Rozalii i oddałam go jej.
-Raven, teraz ja chciałbym coś wiedzieć. Właściwie dwie rzeczy, jeśli wolno-zaczął trochę nieśmiało Lysander.
-Co chciałbyś wiedzieć?-spytałam, choć wiedziałam co powie.
-Co ci się śniło i skąd to się wzięło-dokończył wyciągając moją rękę w stronę swoją i Rozalii.
~~~
BÓG ISTNIEJE I SŁUCHA MODLITW!! TAAK!
OdpowiedzUsuńW końcu się doczekałam kolejnego rozdziału. Nawet nie wiesz ile mnie kosztowało, by nie zaglądać tutaj co, dosłownie, pięć minut i sprawdzać czy coś jest. Ale dobra. Wybaczam. Chwilowa słabość, wena rzecz wredna i lubi opuszczać w najmniej odpowiednim momencie...
Co do tekstu to znalazłam jedno małe potknięcie, lekka literówka "by ochronić ją przed prze ćpaniem się." Moim zdaniem i podejrzewam że twoim też powinno tu być "przed przed zaćpaniem się.". To również wybaczam.
Ale co do treści... Łał...
Ten sen.. Jenyś... nie wiem co powiedzieć.
Co ta Roza taka nerwowa? Lys... taki opiekuńczy i jak zawsze opanowany... Ciekawe czy Raven przyzna mu się co się stało i co jej się śniło. Co do snu jestem prawie na 70 % pewna, że nie będzie chciała opowiadać o tym, ale co do ręki... Hm... to jest takie 50/50. Jak mu powie to Lys się nieźle wkurzy... Tak przypuszczam.
Dobra.. koniec mojego ględzenia o niczym.
Pisz jak najszybciej kolejny. Znów będę co chwilę zaglądać w nadzieli, że może jednak coś zobaczę...
Pozdrawiam i życzę ci aby ta wredna menda wena do ciebie wróciła i została na stałe :)
No po prostu cudo. Jak ty to robisz, że tak świetnie piszesz?
OdpowiedzUsuńTylko czekać z niecierpliwością na kolejny :D
Lysander tak bardzo aww <3 a sen Raven ? Ciekawe, ciekawe. ... ci ludzie, którzy w nim byli też dali sporo do myślenia. No nic. Weny kochana i wstawiaj nowy rozdział jak najszybciej!
OdpowiedzUsuń