czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 6 "Carpe diem"

~~~
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Jakby ktoś mi po niej przejechał pociągiem albo czymś jeszcze większym. Ale moment. Która godzina? 06:49. I nie miałam koszmaru, To chyba będzie dobry dzień.
Uśmiechnęłam się do siebie i z ociągnięciem wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i sięgnęłam po jeden z moich ulubionych zestawów. Biała bokserka z wyrysowanymi żebrami i kręgosłupem, a do tego czarna, wzorzysta spódniczka do połowy ud. Wzięłam je wraz z kosmetyczką i idąc w stronę drzwi chwyciłam znajdujące się na komodzie pudełeczko z soczewkami. Szybkim  krokiem udałam się do łazienki. Wzięłam zimny, i chyba dość długi, prysznic. Dopiero po chwili wyszłam na posadzkę. Stanęłam przy zlewie i po umyciu zębów zabrałam się za makijaż. W sumie dzisiaj wystarczy korektor, odrobina pudru, tusz do rzęs, kreska i błyszczyk. Założyłam soczewki, ubrałam, uczesałam i wróciłam do swojego pokoju. Przejrzałam jeszcze raz kostkę, czy oby na pewno wszystko spakowałam. Przypomniał mi się znaleziony uprzedniej nocy notatnik. Znalazłam go na szczęście na biurku, czyli tam gdzie go zostawiłam, i włożyłam do torby. Zarzuciłam ją na plecy i zeszłam na dół. W kuchni jak zwykle czekał na mnie Lucas robiący kawę. Słysząc moje kroki wyjął drugi kubek i nalał do niego parującego naparu. Piliśmy tak w milczeniu, dopóki nie zadzwonił dzwonek do drzwi. Luke natychmiast odstawił szklankę do zlewu i wręcz pobiegł otworzyć. Wrócił z jakąś paczką i kilkoma listami. Czyli listonosz. To na niego tak czekał? 
-To do ciebie-burknął podając dwie z czterech kopert, a resztę odstawił na parapet.
Czyli to nie na listonosza czekał. Czym prędzej chciałam zejść mu z oczu, więc schowałam otrzymaną pocztę do plecaka i dowlekłam się do przedsionka, w którym założyłam czarne buty na obcasie i wyszłam na dwór. Okazało się to jednak błędem, bo było dość zimno, mimo że lato się jeszcze nie skończyło. Zawróciłam do domu i sięgnęłam po również czarny płaszczyk z kapturem, wiązany w pasie, po czym znów udałam się w drogę do szkoły. Na szczęście zapamiętałam trasę i mogłam być spokojna, że nie zabłądzę. Przeszłam tak spokojnie już z połowę drogi i przypomniało mi się o listach. Bardzo mnie ciekawiło kto i po co mi je wysłał, więc natychmiast wyjęłam jeden z kostki. Brakowało na nim nadawcy. Przerwałam kopertę z boku i sięgnęłam po zawartość. kapsel od Tymbarka z napisem 'Carpe diem' i złożona na cztery kartka. Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać. Czytałam ją cały czas i w kółko, aż doszłam do szkoły. Dwa zdania tak mnie wyprowadziły z równowagi, że aż cała się trzęsłam. Na szczęście dziedziniec był pusty. Usiadłam za najbliższym drzewem i wyjęłam papierosy. Wypaliłam chyba z pół paczki, a czuć będzie ode mnie na mile i  nawet perfumy tu nie pomogą. Usłyszałam nad sobą głośne chrząknięcie. Delikatnie uniosłam wzrok.
-To moja miejscówka mała, więc grzecznie radzę wypad-ofuknął mnie czerwonowłosy.
Jak on miał na imię, kurczę. O! Kastiel.
Szybko wstałam i wyrzuciłam ostatniego peta wraz z przeklętą kartką. Nie będę za nią tęsknić.
Weszłam do budynku. Od razu rzuciły mi się w oczy białe włosy Rozalii. Stała przy oknie zawzięcie dyskutując z jakąś szatynką. Nie chciałam im przeszkadzać, więc udałam się w stronę klasy. Po drodze zauważyłam na tablicy ogłoszeń duży napis 'DROGIE KOTY'.  Podeszłam do niego i zaczęłam czytać. W sumie nic wartego uwagi poza tym, żeby uważać na uczniów biegających z markerami i udać się do głównego gospodarza po klucz do szafki. Załatwię to na następnej przerwie. Teraz i tak pewnie nie zdążę. Jak na zawołanie zadzwonił dzwonek obwieszczający rozpoczęcie lekcji. Teraz już nie mogłam się nigdzie zatrzymywać. Szybszym krokiem udałam się do klasy. Weszłam tuż za rudowłosą dziewczyną. Nie wiedziałam gdzie usiąść, ale na szczęście dostrzegłam wolną ławkę na tyle klasy, którą po kilku sekundach zajęłam. 
Kilkakrotnie jeszcze drzwi się otwierały i zamykały, zanim przyszedł nauczyciel. Przez całe czterdzieści minut nie zwracałam kompletnie uwagi na to co się działo. Tylko raz dostałam upomnienie, żeby nie ignorować poleceń. Chyba miałam odpowiedzieć na jakieś pytanie albo opowiedzieć coś. W sumie sama nie wiem. Dzwonek był dla mnie jak wybawienie. Opuściłam salę jako jedna z pierwszych osób i natychmiast tego pożałowałam. Po drugiej stronie korytarza stał Lucas, który od razu  po zobaczeniu mnie, ruszył w moim kierunku. Szykował się wykład na temat słuchania jego zasad. Pięknie. Skręciłam w stronę pokoju gospodarzy. Zauważyłam wywieszkę na drzwiach idąc na pierwszą lekcję.
-Czy ty mnie w ogóle czasem słuchasz? Mówiłem ci, że masz nie palić na dziedzińcu-warczał na mnie. Podenerwuje się chwile i zaraz mu przejdzie. Na tyle go znam, żeby to wiedzieć.
-Tak słucham cię czasami. Nikogo nie było więc sobie pozwoliłam, ale czemu tak w ogóle mam tego nie robić?- odfuknęłam
-Ale jakoś Kastiel cię tam znalazł, więc niedokładnie się rozglądałaś. A czemu? Bo kręcą się tam różne typki z którymi nie chciałabyś mieć do czynienia. No właśnie taki Kastiel na przykład.
-Dobra, więcej nie będę tam chodzić. Zadowolony? To przepraszam, bo teraz muszę jeszcze coś załatwić.
-Mózg sobie załatw-fuknął odwracając się i idąc w swoją stronę.
Idealnie zatrzymałam się pod poszukiwaną salą. Zapukałam i po usłyszeniu 'proszę' weszłam do pomieszczenia. Był to pokój wielkości normalnej sali lekcyjnej. Miał błękitne ściany i jasnobrązowe panele podłogowe. Na środku stał okrągły stół, przy którym spokojnie mogło usiąść nawet dziesięć osób, a troszkę dalej zapewne dębowe biurko nad którym schylał się złotowłosy chłopak w białej, bardzo eleganckiej koszuli i błękitnym krawacie.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale przeczytałam ogłoszenie by pierwszoroczni przyszli do głównego gospodarza po klucz do szafki. Zastałam go może?-powiedziałam niepewnie.
-Tak, to ja. Nazywam się Nataniel i pełnię w tej szkole funkcję głównego gospodarza. Zaraz znajdę ten kluczyk. Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?-mówił bardzo ciepłym i spokojnym głosem, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy nawet na sekundę.
-Jestem Raven. Raven Shanon-odpowiedziałam uśmiechając się promiennie.
-Miło mi cię poznać. Teraz rzadko można spotkać dziewczyny nie wtrącające co trzecie słowo wulgaryzmów. Proszę. Kluczyk do szafki 167. Znajdziesz ją na pierwszym piętrze przy sali biologicznej- podał mi kluczyk i powrócił do porządkowania dokumentów. 
-Dziękuję-udałam się w stronę drzwi i trzymając dłoń na klamce z małym wahaniem zapytałam- A czy znajdę w tej szkole bibliotekę?
-Oczywiście-zaśmiał się cicho, po czym dodał-Jeśli chcesz mogę cię później do niej zaprowadzić, i przy okazji oprowadzić po szkole, tylko skończę pracę. Dobrze?
Trochę się zdziwiłam tą propozycją, ale nikogo tutaj praktycznie nie znałam, a Lucas raczej nie będzie miał ochoty na wycieczkę szkołoznawczą.
-Emm, jasne, czemu nie?-odpowiedziałam i opuściłam salę.
Wychodząc minęłam bliźniaczki i poszłam w stronę szatni, by przebrać się na WF. W drodze dołączyła do mnie Rozalia, która od razu zaczęła opowiadać o roztargnieniu młodszego brata Leo, który znowu coś zgubił.

3 komentarze:

  1. Wieem, późno. Ale dwa ostatnie rozdziały - świetne. Nie czaję tylko czemu nikt nie może jej przyłapać. Rozumiem nauczycieli, ale uczniów? No cóż może brat po prostu o jej reputację. Okaże się wkrótce xd
    I... czy Raven zaczyna kręcić z Natanielem? :D Może wysuwam pochopne wnioski, ale... ja już tak mam :3
    Weny *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oddaj dla Lysia notatnik, bo się z mostu Roza żuci :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj ten Kastiel, tylko on może palić na dziedzińcu xD Fajny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń