piątek, 8 maja 2015

Rozdział 1 'Delirium'

~~~
Biegnę. Nie widzę nic poza morzem krwi. Tonę. Krew znika.  Pojawia się woda. Tonę coraz szybciej. Nie mogę się wynurzyć, chociaż jestem tuż przy powierzchni. Odpycham się od dna i wynurzam. Woda zmienia się w krew. Rozglądam się za ratunkiem. Tafla zastyga w bezruchu. Zamarzła. Pada śnieg. Czarny śnieg. Łączy się z krwią. Wspólnie wypychają mnie na ląd. Ląd znika. Krew znika. Śnieg znika. Znikam i ja.
~~~~
Budzę się i słyszę krzyk. Lucas siedzi na szafce nocnej i patrzy się na mnie. Krzyk ustaje. Mój krzyk. Patrzę na zegarek. 05:28. Czuję łzy spływające po policzkach. On nadal się na mnie patrzy. Kiwam głową. Już wie. Zawsze wiedzą przede mną. Nawet o moich snach. Chowam głowę pod koc. Zasypiam znów.
~~~~
Spojrzałam na zegarek. 07:17. Zdążę. Rozpoczęcie roku dopiero o 9. Wzięłam ręcznik, kosmetyczkę i soczewki, po czym udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi na zasuwkę i spojrzałam w lustro. Nie zobaczyłam nic nowego. Blada twarz, czarne jak heban włosy, niemal białe usta. Można mnie chyba śmiało porównać do wampira. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę, co chwilę ją schładzając. Zimne strumienie spływającej po mnie krwi. Natychmiast zakręciłam kurek i wyskoczyłam na dywanik, prawie się przewracając. 
-Boże, prawie jak w delirium-mruknęłam do siebie
Wytarłam się, umyłam zęby i wysuszyłam włosy. Na  szczęście już wcześniej słyszałam kłótnię w kuchni, więc mogłam być pewna, że nikogo nie obudziłam. Tylko czy oni muszą się tak codziennie kłócić? To jest niezdrowe. Zaczęłam rytuał nakładania tapety. Wyjęłam zestaw profesjonalnego tynkarza i podeszłam do lustra. Spięłam jeszcze tylko włosy w luźny kok, żeby nie przeszkadzały. Korektor-jest. Podkład-jest. Puder-jest. Czyli bazę już mamy. Zrobiłam czarną kresę eyelinerem i lekkie Smoky Eyes. Do tego tusz do rzęs i jasnoróżowa pomadka. Jest dobrze. Wyszłam z łazienki, ale szkoda, że pokój miałam z drugiej strony domu. Czemu ja marudzę. Dobrze, że ciocia w ogóle pozwoliła mi tu zamieszkać. Już i tak ma swojego syna na głowie. Rozrabia i psoci, ale w sumie to dobry dzieciak. Ta. Dzieciak. Dwa lata starszy ode mnie, ale zachowuje się jak dziesięcioletnie dziecko. Chyba większość chłopaków tak ma. Szkoda. 
Na koniec założyłam jeszcze soczewki i rozpuściłam włosy. Wyszłam z łazienki i idąc do siebie, oglądałam wiszące na ścianach obrazy. Zamknęłam drzwi i otworzyłam szafę. Jedną trzecią wyrzuciłam na łóżko i dokładnie przeszukałam. Na szczęście znalazłam to o co mi chodziło. Wybrałam białą koszulę na ramiączka z czarnymi guziczkami i czarną sukienkę z długimi rękawami, zakończona falbanami z każdej strony. Wyjęłam jeszcze z szuflady również czarną wstążkę, którą miałam zamiar zawiązać sobie w kokardę przy kołnierzyku. Założyłam przygotowany zestaw i spojrzałam na zegarek. 08:39. Ale się szybko wyrobiłam. Byłam pewna, że już jestem spóźniona. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. Ciocia siedziała w kuchni przeglądając swoją ulubioną gazetę, a Luke nasypywał sobie kawy do kubka.
-Zrobisz mi też?-zagadnęłam go .
-Jasne, ale musimy pogadać-odparł popielatowłosy.
-Jasne, jak będziemy iść na akademię-skwitowałam, czym zakończyłam rozmowę.
Podał mi czerwony kubek z czarnym wywarem. Moje ulubione kolorystyczne zestawienie. Jak on mnie dobrze zna.
-To idźcie już, bo się spóźnicie- mruknęła po chwili ciocia
Spojrzałam na zegarek w piekarniku i faktycznie jeszcze chwila i byśmy się spóźnili.08:45. Szybko dopiłam kawę i wyszłam na korytarz z zamiarem założenia zniesionych z góry szpilek. Musiałam się pospieszyć, bo sięgały mi do kolan i na dodatek były sznurowane. Luke tylko westchnął i po założeniu zwykłych trzy dziurkowych glanów, pomógł mi z wiązaniem. W sumie wyszliśmy o 08:53. Podszedł do garażu i ku mojemu zdziwieniu wyprowadził z niego piękny, czarny ścigacz. Myślałam, że rozbił go pół roku temu na wyścigach po okolicy, ale najwyraźniej zdążył go naprawić i odrestaurować. Wyglądał cudnie.
Wyjął jeszcze z szafki dwa również czarne kaski, po czym jeden podał mi. Wsiadł na motocykl i poklepał miejsce za sobą.
-Wsiadasz? Inaczej się spóźnisz-zdziwił mnie tą propozycją, tak dawno już nie jeździłam, a on to wiedział.
W błyskawicznym tempie podbiegłam do niego i usiadłam na siedzeniu. Oboje założyliśmy kaski, a ja oplotłam kuzyna rękoma, jednocześnie starając się nie pognieść mu garnituru. Przekręcił klucze w stacyjce i wcisnął gaz. Cieszyłam się każdą sekundą spędzoną na ścigaczu. Niestety jechaliśmy może z pięć minut, bo ludzie nadal się jeszcze schodzili. Puściłam go i wstałam z prawdziwym, niewymuszonym uśmiechem. Luke również wstał i chyba zauważył mój uśmiech mimo wciąż niezdjętego kasku, bo po zdjęciu swojego, zdjął również mój i pokazał dwa rzędy śnieżnobiałych zębów. Jak on zachował je w takim stanie? Przecież pali jak smok.
Ruszyłam w stronę budynku szkoły, ale dogonił mnie z zamiarem rozpoczęcia rozmowy na którą tak średnio miałam ochotę.
-Mieliśmy pogadać.
-Tak wiem.
-Nadal chcę pogadać.
-Tak wiem.
-Zwolnisz trochę? Jakim  cudem tak szybko chodzisz w tych szpilkach? Ja już wyrąbał bym się kilka razy.
-Jak ja uwielbiam te nasze przekomarzanki-posłusznie zmniejszyłam częstotliwość stawiania kroków.
-Nie sądziłem, że tak szybko usłuchasz-znów się uśmiechnął-Do rzeczy. Pozwolę sobie przedstawić Ci parę punktów, które powinnaś przestrzegać.
-Dzisiaj czy zawsze w szkole?
-Zawsze w szkole. Poza dzisiaj. Więc tak. Po pierwsze: nie radzę ci palić na dziedzińcu. Lepiej udać się do szatni, piwnicy albo klatkę schodową. Tam będzie po prostu spokojniej i mniej mnie-zaśmiał się- Po drugie: nie próbuj bawić się w mundurki, bo zwyczajnie cię wyśmieją. I na koniec po trzecie: Po lekcjach czekaj na mnie w ogrodzie, bo jak cię zgubię to matka mnie zabije.
-Okej, pamiętam. Nie palić na dziedzińcu, nie-mundurek i czekać w ogrodzie.
-Chociaż moment. Lepiej wcale nie pal. Dziewczynie nie przystoi.
Zaśmiałam się cicho i wraz z Lukiem weszłam do auli. Pierwsza rzecz która mnie uderzyła w ogólnym wyglądzie sali to różowe, wręcz oczojebne ściany. Podłoga nie była taka zła-ciemnobrązowe panele. Zaprowadził mnie do jednego z tylnych rzędów siedzeń i kazał usiąść. Sam poszedł do kolegów.
Bawiłam się jeszcze przez kilka minut falbanką , gdy usłyszałam nad sobą głos jakiejś dziewczyny.
-Cześć, mogę usiąść?-spytała.
-Tak, jasne-wymamrotałam nie podnosząc oczu.
-Leo! Choć!-krzyknęła do kogoś, a ja przeniosłam się o dwa krzesła.
-Znalazłaś jakieś miejsca w tej sali? Jesteś po prostu niesamowita-powiedział jakiś chłopak, idąc w naszą stronę.
-Oj tam. Nie przesadzaj, jest ich tu całkiem sporo-odparowała dziewczyna i usiadła obok mnie, a chłopak miejsce dalej, sądząc po skrzypie które wydało krzesło
Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, ale dziewczyna zagadnęła.
-Jestem Rozalia, a to Leo-chyba wskazała na chłopaka obok, bo nadal starałam się zakrywać twarz włosami.
- Jestem Raven. Miło mi.
-Nam też jest miło cię poznać-odpowiedział mi chłopak. Miał taki... ciepły głos. A dziewczyna gdyby mogła to by chyba wszystko wyśpiewała.
-Też kot. Prawda?-zahihotała
-Kot? W sensie?
-Pierwszoroczniak. Nie znasz jednej z dziwnych tradycji praktykowanych w tym dziwnym liceum?
-Tak się składa, że nie znam żadnej z tradycji. W sumie to nawet nie wiem jak nazywa się to liceum.
-Naprawdę?! Jedyne liceum w promieniu dwudziestu mil, a nawet nie wiesz jak się nazywa. O ironio.
-Akurat jestem tu od dwóch tygodni, wcześniej mieszkałam poza okręgiem tych dwudziestu mil-skwitowałam
-Rozalio, akademia się zaczyna-upomniał dziewczynę Leo
-To zaraz się dowiesz jak nazywa się to jakże zacne liceum-zaśmiała się
Podniosłam głowę i zobaczyłam białe włosy dziewczyny. Sięgały jej chyba do bioder. Musiała mieć z nimi zabawę przy czesaniu. Natomiast włosy chłopaka były kruczoczarne i może trzy cale krótsze od moich. Zauważyłam też, że dookoła jest sporo wolnych krzeseł. Ciekawe czemu Rozalia chciała usiąść akurat obok mnie.
Z rozmyśleń wyrwał mnie cukierkowy głos jakiejś kobiety.
-Witam wszystkich zebranych na rozpoczęciu roku szkolnego w Liceum Słodki Amoris!
~~~~
Część pierwsza gotowa, tylko czy nie za długa. Hmmm. Byłaby dłuższa, ale na początek tyle starczy, a ja już się biorę do części #2

1 komentarz: