wtorek, 6 grudnia 2016

Rozdział 60 "Nie wytrzymałam"

Na początek zapraszam na Wattpada, gdzie już pojawił się prolog, nowej wersji Cienia krzyku: Prolog
 ~~~
Nie mam najmniejszego pojęcia, w jaki sposób wróciłam do domu. Nie lunatykuję, więc to nie jest możliwe, żebym zrobiła to samodzielnie. Gdy chciałam wstać z kanapy, stopa zawinęła mi się w koc, a ja niewiele ogarniając, wystawiłam przed siebie ręce. Po chwili poczułam w dłoniach i łokciach niezbyt przyjemne pieczenie, więc wyplątawszy się z okrycia rozmasowałam bolące miejsca.
Przeszłam z salonu, w którym się obudziłam, do kuchni. Czekały tam na mnie szklanka z wodą i kartoniki z lekami. Zażyłam przepisane mi tabletki i spojrzałam na zegarek. Południe. W sumie całkiem wcześnie. Usiadłam na blacie stołu i zaczęłam machać nogami jak małe dziecko, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić.
W końcu stwierdziłam, że pooglądam trochę telewizję i może wtedy wymyślę jakieś ciekawsze zajęcie na ten dzień. Wróciłam do salonu i dopiero teraz zauważyłam Nathaniela śpiącego w fotelu.
W tym momencie przypomniało mi się, jak przebudziłam się nad ranem, niesiona przez kogoś. Byłam niesamowicie rozespana, więc miałam tylko leciutko uchylone oczy, przez co nadal wyglądałam, jakbym spała. Jedynie księżyc świecił, lampy były wyłączone, więc musiało być po dwudziestej trzeciej. Widziałam też jasną koszulę tuż przed oczami, co pasowałoby do tego co aktualnie miał na sobie Nathaniel.
Zebrałam z podłogi koc i przykryłam nim chłopaka. Stojąc przed nim miałam w głowie wiele głosów, szepczących mi różne pytania i możliwe odpowiedzi. Dlaczego mnie odniósł do domu? Skąd on się tam w ogóle wziął? Dlaczego mnie nie zostawił, opartej o fontannę? Czy był wtedy sam? Kto go wpuścił? Kto pozwolił mu zostać? I jak ten ktoś zareagował, gdy zobaczył mnie trzymaną przez blondyna? Jakim cudem ja w ogóle zasnęłam? Co po naszej rozmowie zrobiła Rozalia?
 I pewnie stałabym tak rozmyślając, gdyby nie dobiegające z korytarza donośne kroki. Natychmiast się odwróciłam, akurat jak Lucas sprężystym krokiem i z uśmiechem od ucha do ucha wynurzał się zza ściany. Na sam jego widok aż zachciało mi się śmiać. Długo nie ścinane włosy miał spięte spinką cioci, jedna nogawka spodni od piżamy ciągnęła się po podłodze, druga natomiast była zawinięta nieco pod kolanem. Za bluzkę robiło mu ponczo, które nie mam najmniejszego pojęcia skąd wytrzasnął, a na stopy miał wsunięte MOJE jasnoróżowe kapcie z króliczymi pyszczkami.
Mimo ogromnej chęci opanowania się, nie wytrzymałam. Roześmiałam się tak głośno i naprawdę szczerze, jak już dawno tego nie robiłam. Jedną ręką oparłam się o stolik, żeby się nie przewrócić, a drugą trzymałam się za brzuch.  W przerwach śmiechu, które robiłam na złapanie oddechu słyszałam wiązanki rzucane przez Luke’a najpewniej w moim kierunku.
Gdy już przestałam się śmiać, wytarłam łzy cieknące mi po twarzy i rozmasowałam nadwyrężoną szczękę. To był najlepszy moment w moim życiu od wielu tygodni.
Jeszcze uspokajając się usiadłam na kanapie i spojrzałam na fotel, na którym wcześniej spał Nathaniel. Teraz stał zupełnie zdezorientowany tuż przed nim z kocem u swoich stóp.
— Wybacz, nie mogłam się powstrzymać  — Powiedziałam, nadal tłumiąc śmiech.
Zaraz po tych słowach, nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w stronę korytarza i kuchni, a nie znalazłszy w żadnym z tych pomieszczeń kuzyna, zaczęłam wchodzić po schodach. Mijając jego pokój usłyszałam dwa różne podniesione głosy. Jeden z nich z całą pewnością należał do Lucasa, natomiast drugi wydawał mi się znajomy, ale nie mogłam go przypasować do żadnej konkretnej osoby. Zapukałam.
— Jeśli to ty, Raven, to nawet się nie waż dotykać tych drzwi ponownie — usłyszałam w odpowiedzi  niezbyt zadowolony głos Luke’a.
Śmiejąc się pod nosem poszłam do swojego pokoju. Tam wzięłam czyste ubrania i po opuszczeniu pomieszczenia, skierowałam się do łazienki, w celu ogarnięcia się. Gdy już skończyłam, zostawiłam rzeczy w których spałam w koszu na pranie i znów wyszłam na korytarz, tym razem jednak nie byłam na nim sama. Z pokoju Lucasa wymykała się akurat wysoka, czerwono włosa dziewczyna w granatowej sukience i ze szpilkami w panterkę w ręku. Odkaszlnęłam, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Gdy się odwróciła, zamarłam.
— O szatanie, diabły i wszystkie demony. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę w podobnej sytuacji — Wyszeptałam, jednak na tyle głośno, że dziewczyna z całą pewnością to usłyszała.

1 komentarz: